Artykuły - 29 Marca 1996
MAGICZNY KRAKÓW - WSZYSTKIE DROGI PROWADZĄ NA WAWEL

          Jako zwolennik tezy o magiczności Krakowa i jego niepowtarzalnej roli w dziejach świata, nie do końca jeszcze odsłoniętej, nie mogłem nie zwrócić uwagi na ostatnie niecodzienne wydarzenia, jakie miały miejsce w Krakowie. Moim zdaniem wpisać je trzeba w system znaków, które sprawiają, że obraz miasta widziany oczami profetów staje się coraz bardziej czytelny.
          Pierwsze z nich to najnowsze odkrycie wawelskie - nowe fakty z dziejów archeologii Wawelu, tym razem dotyczące miejsca niezwyklego, od lat uchodzącego za tajemnicę, tzn. podziemi kaplicy św. Gereona, gdzie znajdować się ma słynny w świecie "wawelski kamień".
          W ostatnich dniach zespół archeologów, prowadzący wykopaliska na Wawelu pod kierunkiem dr zbigniewa Pianowskiego, odkrył kolejną nie wyjaśnioną tajemnicę architektoniczną i archeologiczną - grób ze szczątkami ludzkimi znajdujący się zaledwie 40 cm pod płytą z piaskowca w kaplicy Gereona. Archeolodzy oceniają, że jest to jeden z najstarszych grobów na terenie Krakowa. Na razie nie da się okreslić, kim był zmarły, gdyż nie znaleziono przy nim żadnych przedmiotów, można jednak przypuszczać, że musiał być jakąś ważną osobistością, skoro pochówek jego uszanowano, zarówno podczas budowy katedry, jak i podczas poźniejszej budowy zamku krolewskiego na Wawelskim Wzgórzu. Dr Pianowski odkrycie to datuje wstępnie na połowę XI wieku. Archeolodzy nie wykluczają, że zmarły znalazł się w tym miejscu znacznie wcześniej, a to pozwala przypuszczać, że zabudowa wczesnośredniowiecznego Wawelu stanowiła olbrzymi zespół budowli sakralnych, być może pochodzących z czasów znacznie wcześniejszych niż się obecnie sądzi.
          "W jedynastym wieku, pod następcą arcybiskupa Hermana, dobudowano do rotundy od strony wschodniej chór, przyczem znaleziono w ziemi "kommilitonów św. Gereona z tejże legii tabańskiej". Pod całym chórem założono wtedy kryptę o trzech nawach, takiegoż planu, jak krakowska św. Leonarda, tylko że nieco większych rozmiarów i ozdobniejszą. Ale otóż i na Wawelu stała obok katedry "ecclesia s. Gereonis", kościółek poźniej zanikły, o którym jednak wiadomo, że Konrad Mazowiecki wciągnał go w roku 1243 do fortyfikacji zamkowej. I jeszcze jedno. Wiadomo, że kapituła krakowska używała w średnich wiekach pieczęci herbowej z wyobrażeniem trzech koron. Znajdujemy ten herb najdawniej na pieczęci biskupa Jana Muskaty, zawieszonej przy akcie roku 1296; potem zaś wiadomo, że w piętnastym jeżeli nie w czternastym wieku kapituła krakowska udzieliła swego herbu kapitule wileńskiej.(...) Ale chyba nie omylę się twierdząc, że to są korony Trzech Króli z Ewangelii, ktorych ciała wprowadzono solennie do architektury katedry" (pisze Tadeusz Wojciechowski w r. 1900 w monografii kościoła katedralnego w Krakowie). Budowniczym murowanej katedry na Wawelu był Aron, prawdopodobnie Szkot z pchodzenia, wyświęcony w Kolonii na biskupstwo w Krakowie. Niektórzy heraldycy właśnie Aronowi przypisują "tajemnicze trzy herbowe korony".

          Przenieśmy się w inne niezwykłe miejsce na ziemi.
          W 1102 roku jeden z pielgrzymów o imieniu Saewulf dostrzegł na zewnętrznej ścianie kościoła Grobu Świętego w Jerozolimie inskrypcję opartą na tekście Izajasza o mierzeniu nieba i ziemi, oznaczającą miejsce zwane compas, które uchodziło wówczas za środek świata. Przybywający do Jerozolimy "w tym miejscu, z którego Bóg zakreślał cyrklem obwód świata" mieli zwyczaj oddawać się kontemplacji. Saewulf utrzymuje, że Chrystus określił i oznaczył to miejsce "swą własną ręką" i jako świadectwo przytacza cytat z Psalmu 73 (Wulgata): "Wszak Bóg jest moim królem od wieków i zbawia pośrodku ziemi". Słowa te od początku istnienia Kościoła pojmowano dosłownie. Środkowy punkt ziemi odgrywał szczególną rolę w boskim planie odrodzenia ludzkości. Dla Ojców Kościoła, m.in. dla św. Hieronima, i dla chrześcijańskich pątników w złotej erze pielgrzymek do Ziemi Świętej (IV-VI w.), środek ziemi umiejscowiony był o kilka kroków na zachód od punktu, w którym musiał go dostrzec w XII w. pielgrzym Saewulf. Usytuowany był na grzbiecie nagiej skały, otoczonej przez kolumnowe atrium lub krużganek klasztorny, wzniesiony pomiędzy wielką bazyliką Męki Pańskiej zwaną Martyrion i rotundą zwaną Anastazis, kościołem św. Grobu i zmartwychwastania Chrystusa. Skała ta była świadkiem wielu ważnych wydarzeń w historii świata. Tutaj, jak mniemano po Potopie, kości lub przynajmniej czaszka Adama znalazły ostateczne miejsce spoczynku. Tutaj Abraham przyjął od kapłana-króla Melchizedecha mistyczne ofiary z chleba i wina. W miejscu tym Abraham wzniósł później ołtarz, na którym chciał ofiarować Bogu swego syna Izaaka w alegorycznej antycypacji Męki Pańskiej. W końcu po ośmiu stopniach wykutych w skale sam Chrystus wspiął się do miejsca swego ukrzyżowania, gdyż tym miejscem była Golgota. Skałę, tam gdzie krew ją zbroczyła, znaczyły głębokie rysy. Dla uczczenia tego newralgicznego dla wiary chrześcijańskiej punktu, poeta w IV wieku napisał: "To jest środek ziemi, to jest znak zwycięstwa".
          Ze zwycięstwem Chrystusa nad śmiercią związane jest imię Salwator: ten, który zwycięża.
          Tak się ciekawie składa, że pierwsze wezwanie katedry krakowskiej postawionej na wawelskiej skale to właśnie Salwator, pisze o tym dalej Wojciechowski, chociaż dzisiaj nikt już o tym nie pamięta, a nazwa obecnie związana jest z innym wzgórzem i kościołem krakowskim. Do dziś historycy się temu dziwią.
          Snując swoje wywody Tadeusz Wojciechowski dochodzi do udokumentowanych wniosków, że poświęcenie katedry wawelskiej musiało nastapić w 1001 roku, a ten pierwszy budynek był w większej części drewniany:
          "A w ten sposób mniemam iż można przyjąć za rzecz pewną: że zapiska kalendarzowa odnosi się do roku 1001, że to była zapiska spółczesna, zaciągnięta do pierwotnego kalendarza pod dzień 20 kwietnia właśnie dlatego, że była to Niedziela Wielkanocna; i wreszcie sam fakt. Że w roku 1001 odbyła się w Krakowie, tego dnia, dedykacja kościoła katedralnego pod tytułem Salwatora, jako patrona kościoła i dnia. Można też sobie wyobrazić, jak odbyła się uroczystość. Był przy tym Bolesław Chrobry z rodziną, arcybiskup Gaudenty-Radzim, brat św. Wojciecha, byli też inni nowo mianowani biskupi polscy. Na popiele narzuconym na podłogę kościelną nakreślił biskup krakowski Poppo pastorałem litery alfabetu łacińskiego i greckiego, pokropił dwanaście krzyżyków wymalowanych na ścianach kościoła, a w końcu napomniał Bolesława Chrobrego od ołtarza, aby dotrzymał obietnicy".
          Kościół katedralny na Wawelu w ciągu wieków trzy razy prawie na nowo stawiany, wielokrotnie przebudowywany, obecnie odrestaurowany i ustawicznie penetrowany przez archeologów wciąż ukrywa w sobie niejedną tajemnicę.
          W tym miejscu warto przypomnieć starą legendę chrześcijańską, głoszącą jakoby Trzej Królowie po pokłonie Dzieciątku Jezus w Betlejem rozeszli się w różne strony świata opowiadać o dobrej nowinie. Jeden z nich miał przejść przez Polskę, by osiąść na stałe na Wyspach Brytyjskich, pozostawiając tam swoją magiczną koronę i tajemnicze klejnoty Ducha.
          Z tą informacją wiąże się inne współczesne wydarzenie, pozornie tylko z innej bajki. Oto w ostatnich dniach (25-27 marca) przyjechała do Krakowa, także oczywiście na Wawel, królowa angielska Elżbiety w towarzystwie swego męża i dworu.
          Czy te fakty mogą mieć coś wspólnego?
          Moim zdaniem wizyta ta nie jest przypadkowa, królowa bowiem jest ostatnią spadkobierczynią "magicznej korony" i WIELKIEGO KRÓLESTWA. Jej wizyta w Polsce ma więc znaczenie symboliczne jako moment przekazania dziedzictwa zgodnie z planem Opatrzności Polsce, gdzie zapowiadane jest od dawna powstanie królestwa. Jak zaświadcza historia, koligacje królowej Elżbiety obejmują i Polskę. Jest królowa prapra.... (podaję za "Gazetą Wyborczą") wnuczką Kazimierza Jagiellończyka po kądzieli. Jeszcze bardziej polski jest książę Filip, gdyż jest prawnukiem Julii Hanke, córki napoleońskiego generała Maurycego Hankego. Julia wyszła za księcia heskiego Aleksandra i otrzymała tytuł księżnej Battenberg. Jej wnukowi, księciu Andrzejowi Greckiemu, urodził się w 1921 r. właśnie Filip, obecny mąż królowej Anglii. W tym kontekście odwiedziny brytyjskiej monarchini, która z trudem utrzymuje prestiż królestwa wśród "swych poddanych", zastanawiają. Wprawdzie w Polsce nikt jeszcze nie przyznaje się do pokrewieństwa z głowami panującymi, lecz kto wie... Spekuluje się ostatnio, że zmierzch formacji politycznej o ustroju monarchii konstytucyjnej już się rozpoczął, że większość Brytyjczyków przestała się identyfikować z pałacem Buckingham i że być może Elżbieta, nie znajdując godnego następcy, zakończy długą historię manarchii na wyspach.
          Powiedzieć można, że władza królewska, potwierdzona w obliczu ziemi i nieba, której tytuł poparty zostaje arsenałem magicznych znaków, jak np. berło, korona i tron, pochodzi z nadania już nie tylko ludzkiego. Królowie sprawowali władzę w majestacie sił wyższych, wypełniali przeznaczenie. Dlatego głosy wieszczące zmierzch najstabilniejszego ustroju, jaki mogliśmy sobie dotąd wyobrazić, są znakiem rozpadania się starych struktur zapowiadanych na koniec wieku.
          Kolejnym nieprzypadkowym przypadkiem jest ogłoszona ostatnio wola papieża Jana Pawła II przyjazdu do Polski na uroczystość synodu gnieździeńskiego. (Warto przypomnieć, że w roku 1000 na SYNOD GNIEŻDZIEŃSKI przyjechał cesarz Otto III i dwóch nuncjuszy apostolskich z Rzymu). Znaczeenie rocznicowe i symboliczne związane z końcem drugiego millenium.
          Nieprzypadkowym przypadkiem jest też restytucja w Polsce zakonu BOŻOGROBCÓW, czyli Zakonu Rycerskiego Grobu Bożego w Jerozolimie. Zakon ten powstał podczas pierwszej wyprawy krzyżowej, by bronić Grobu Bożego i przybywających tam pielgrzymów. Po upadku królestwa jerozolimskiego zakon rozproszył się po swiecie. W ostatnich dniach został on reaktywowany w Polsce wśród najwyższej hierarchii kościelnej i członków władzy świeckiej za przyzwoleniem papieża. Czy to tylko tęsknota współczesnych do symboli? "Symbol odsłania pewne strony rzeczywistości, najgłębsze, które opierją się innym środkom poznania" - zauważa M. Eliade.
         㺔 marca rozpoczął się nowy rok astrologiczny rok pod władzą Słońca. Będzie to jak widać rok zwrotny w historii, co można wyczytać z kilku zmaterializowanych w ostatnich dnaich znaków, (brytyjski królewski Lew spotkał się z polskim Orłem - patrz Apokalipsa), które w Krakowie przybierają podniosły charakter i wiążą się ze sprawami najbardziej znaczącymi dla narodowej historii. Wawel zawsze uosabiał państwowość i niepodległość oraz mesjanistyczne zapowiedzi związane z przyszłością.

Michał Kaszowski

CZY GROZI NAM KATASTROFA KOSMICZNA?

          Wracamy ponownie do tematu zagrożenia Ziemi ze strony kosmosu, gdyż absorbuje on ostatnio uczonych, astrofizków, a to zbiega się z przepowiedniami o możliwej przy końcu wieku wielkiej katastrofie w wyniku zderzenia z Ziemią innego ciała kosmicznego. Rzeczywiście w ostatnich latach na naszym niebie zjawia się coraz więcej przybyszów z kosmosu, a niektórzy badacze tego problemu nie wykluczają możliwości pojawienia się nagle zbyt blisko Ziemi dużego obiektu, który zostanie przyciągnięty przez ziemskie pole grawitacyjne. Niektóre źródła wymieniają nawet rok 1997. Przedstawiamy poniżej, co na ten temat sądzą naukowcy z ośrodków badających od lat krążące w przestrzeni kosmicznej komety i asteroidy.
Michał Kaszowski

          Czy istnieje niebezpieczeństwo, że w Ziemię może uderzyć kometa lub asteroida? Zdania naukowców na ten temat są podzielone. Niektórzy uczeni nie biorą tego zagrożenia zbyt poważnie, inni natomiast uważają, że statystyczne prawdopodobieństwo zagrożenia ludzkiego życia na Ziemi na skutek katastrofy kosmicznej jest dziś większe niż prawdopodobieństwo śmierci w katastrofie lotniczej. Większość badaczy po wielu latach studiowania tego problemu dochodzi do wniosku, że niebezpieczeństwo ze strony ciał niebieskich, które mogą uderzyć w Ziemię, jest bardzo realne. Obliczono, że energia uwolniona podczas takiego uderzenia byłaby tak ogromna, że nasza cywilizacja zostałaby zmieciona z powierzchni planety.
          W początkowym okresie istnienia Ziemi asteroidy i komety prawdopodobnie przyczyniły się do powstania życia, przynosząc wodę i inne materiały organiczne na martwą jeszcze wówczas planetę. Skamieliny wskazują, że w następstwie pojawienia się na Ziemi wody, w krótkim czasie zaczęły powstawać pierwsze, najprostsze formy życia. W późniejszym okresie najprawdopodobniej uderzenie komety lub asteroidy spowodowało zagładę dinozaurów, pozwalając tym samym na opanowanie Ziemi przez ssaki, do których zaliczany jest i nasz gatunek. Obecnie cywilizacja ludzka osiągnęła taki poziom rozwoju, że ludzie są w stanie kontrolować niebezpieczeństwo nadchodzące ze strony ciał krążących w kosmosie.
          Przyjmuje się, że system słoneczny uformowany został 4 i pół biliona lat temu z obłoku wirujących pyłów i gazów. Tworzące się planety, początkowo złożone z cząsteczek pyłów i drobnych skał, osiągnęły bardzo wysoką temperaturę na skutek energii wytworzonej ze zderzeń pomiędzy sobą, a także z obiektami pozaplanetarnymi. Z upływem czasu zderzenia z obiektami pozaplanetarnymi (pozostałościami początkowej mgławicy słonecznej) stały się coraz rzadsze.
          Komety i asteroidy są więc pozostałościami mgławicy słonecznej. Większość asteroid zajmuje rozległy pas pomiędzy orbitami Marsa i Jowisza. W początkowym okresie formowania się układu słonecznego, na skutek wysokiej temperatury panującej w tym obszarze, uległy one transformacji termicznej, która spowodowała, że ich głównym składnikiem są metale, węgiel i krzem. Dopiero stosunkowo niedawno udało się znaleźć asteroidy, które zawierają wodę. Są one dużą rzadkością w przestrzeni kosmicznej. Komety krążą po zewnętrznych krańcach układu słonecznego. W czasie tworzenia się systemu słonecznego spora część materii została wyrzucona na zewnątrz, poza orbity Urana i Neptuna. Pozostając w tak dużej odległości od Słońca komety miały bardzo niską temperaturę, w związku z czym zachowały one swoje lotne materiały. Komety składają się głównie z zamarzniętej wody, a także prawdopodobnie z innych lekkich substancji. Czasami z tego powodu nazywane są "brudnymi kulami śnieżnymi".
          W roku 1950 profesor astronomii Jan H. Oort z Holandii w czasie przeglądania astronomicznych obliczeń swoich studentów zauważył, że wiele ze znanych komet osiąga najbardziej oddalony od Słońca punkt - tak zwany Aphelion. Bazując na tych obliczeniach profesor Oort sformułował hipotezę, że układ słoneczny otacza obłok złożony z olbrzymiej ilości komet. Według tej teorii ma on średnicę równą 0,2 odległości od najbliższej gwiazdy. Znajdując się w tak dużej odległości od Słońca orbity komet podatne są na zakłócenia wywołane przez otaczające gwiazdy lub inne masywne obiekty, np. takie jak mgławice. Na skutek tych zakłóceń niektóre komety zmieniają swoją orbitę i nagle pojawiają się w pobliżu Słońca, tak jak ostatnio widoczna na niebie kometa Hyakutake. (Można ją obserwować bardzo wyraźnie do maja, nocą, po wschodniej stronie nieba.) Niektórzy przybysze z "obłoku Oorta" nigdy nie pojawili się ponownie. Najbardziej znana kometa, powracająca regularnie, to kometa Halleya, częstotliwość jej powrotu wynosi 76 lat. Prawdopodobieństwo, by ta kometa zderzyła się kiedykolwiek z Ziemią, jest niezmiernie małe, jednak model matematyczny komet Halleya i Swift-Tuttle'a (ta pojawia się co 130 lat) sugeruje naukowcom, iż w następnym stuleciu mogą one zbliżyć się za bardzo do orbity ziemskiej.
          W 1951 roku Gerard P. Kuiper z Uniwersytetu w Chicago postawił hipotezę, że istnieje także inny pas komet - znajdujący się poza orbitą Neptuna, znacznie bliżej niż obłok Oorta. Po długich poszukiwaniach dopiero w 1992 r. okryte zostały pierwsze obiekty z tego pasa komet. Dokonali tego David C. Jewitt i Jane Luu na uniwersytecie hawajskim. Dotychczas udało się odkryć 31 ciał niebieskich należących do tzw. "pasa Kuipera". Należy do nich także Pluton ze swoją niezwykłą eliptyczną orbitą i jest jak dotąd uważany za największy ze wszystkich rozpoznanych obiektów. Clyde Tombaugh, odkrywca Plutona, nazwał go "królem pasa Kuipera". Orbity komet należących do tego pasa nie są bezpośrednio zakłócane przez sąsiednie gwiazdy, natomiast krążąc blisko Neptuna podlegają jego wpływom. W krańcowych przypadkach siła przyciągania Neptuna może całkowicie zmienić trajektorię ich orbity, jeśli znajdą się zbyt blisko, a ponadto istnieje przypuszczenie, że ciała krążące w obrębie tego pasa narażone są dodatkowo na wpływy pola grawitacyjnego tzw. dziesiątej planety układu słonecznego, której istnienia nie w pełni jak dotąd potwierdzono.
          Na skutek oddziaływania wymienionych sił planetarnych niektóre z komet "pasa Kuipera" mogą zostać przechwycone przez pole grawitacyjne Słońca i znaleźć się na stosunkowo bliskiej orbicie okołosłonecznej. Taki sam los może spotkać niektóre komety z "obłoku Oorta". Te właśnie komety, które znalazły się na bliskich Słońcu orbitach i których okres obrotu wokół Słońca jest stosunkowo krótki, stanowią największe zagrożenie dla Ziemi. Średnio co 3 mln lat jedna z tych komet pojawia się w niebezpiecznie małej odległości od naszej planety. Konsekwencje zderzenia z taką krótkookresową kometą lecącą z ogromną prędkością byłyby fatalne w skutkach, np. kometa Swift-Tuttle'a pędzi z prędkością 20 tysięcy km na godzinę.
          Największe jednak niebezpieczeństwo grozi Ziemi ze strony asteroid krążących w pasie położonym między orbitami Marsa i Jowisza. Na sutek zderzeń pomiędzy sobą, a także zakłócającego wpływu pola grawitacyjnego Jowisza (największej planety naszego układu słonecznego), niektóre z nich zmieniają swoją orbitę na tyle, aby znaleźć się w bezpośrednim sąsiedztwie orbity ziemskiej. Astronomowie szacują, że asteroid o wymiarach większych niż 100 m jest około 100 tysięcy. Asteroidy o mniejszych rozmiarach (ilość ich jest praktycznie nie do oszacowania) w zasadzie nie stanowią większego zagrożenia dla Ziemi. Większość z nich całkowicie spala się na skutek oporu i tarcia po wejściu w warstwy atmosfery otaczające naszą planetę. Tylko nieliczne z nich, te o metalicznej konsystencji, mogłyby przeniknąć przez atmosferę i uderzyć w powierzchnię ziemskiego globu. Przykładem tego może być upadek asteroidy o średnicy ok. 30 m na pustynnych terenach północnej Arizony 50 tysięcy lat temu, po którym pozostał krater o średnicy ponad 1 km. Najprawdopodobniej także meteoryt tunguski (Syberia, początek wieku) był asteroidą o średnicy około 60 m. Siła wybuchu spowodowana zderzeniem z ziemią była tak wielka, że słyszana była w każdym zakątku Ziemi, a ślady zniszczeń rozciągają się na przestrzeni setek kilometrów. Prawdopodobieństwo zderzenia się Ziemi z asteroidą o rozmiarach meteorytu tunguskiego jest dość wysokie, gdyż według obliczeń katastrofa taka statystycznie zdarzyć się może raz na 100 lat.
          Znacznie większym zagrożeniem są asteroidy o rozmiarach ponad jednego kilometra - ich ilość szacuje się na około 2 tysiące. Energia wybuchu wywołanego uderzeniem obiektu tej wielkości byłaby równa kilkudziesięciu milionom megaton, a więc wielokrotnie wyższa niż energia wyzwolona jednoczesnym wybuchem wszystkich bomb atomowych nagromadzonych w arsenałach mocarstw atomowych. Nietrudno sobie wyobrazić, że w wyniku takiej katastrofy nastąpiłaby "nuklearna zima" i masowe wyginięcie większości gatunków fauny i flory, a być może również gatunku ludzkiego. Prawdopodobieństwo katastrofy na taką skalę nie jest duże, przeciętnie zdarza się jedna na 300 tysięcy lat.
          Najniebezpieczniejsze są oczywiście asteroidy o rozmiarach przekraczających 10 km, jednak obiektów takich nie istnieje w kosmosie wiele. Szacuje się, że jest ich około 10, a statystyczna możliwość zderzenia z nimi oceniane jest raz na 100 mln lat. Uważa się, że zderzenie z tak wielkim obiektem nastąpiło około 65 mln lat temu w epoce kredowej. Dowodem na to jest krater o średnicy równej prawie 200 kilometrów znajdujący się w południowym Meksyku na półwyspie Jukatan. Siła eksplozji musiała być ogromna, a uderzenie spowodowało najprawdopodobniej pęknięcie skorupy ziemskiej, co z kolei wywołało erupcję olbrzymiej ilości wulkanów i serię trzęsień ziemi. Pyły i gazy wulkaniczne, które przedostały się do górnych warstw atmosfery, stworzyły totalną blokadę promieni słonecznych trwającą wiele miesięcy, a to przyniosło znaczne oziębienie klimatu na całej Ziemi. Gdy po kilku miesiącach pyły wulkaniczne opadły, pozostające w atmosferze ogromne ilości dwutlenku węgla wytworzonego w czasie eksplozji wywołały efekt cieplarniany, a więc ocieplenie się klimatu. Niektórzy z naukowców twierdzą, że to efekt cieplarniany, a nie początkowe oziębienie klimatu jest odpowiedzialne za wyginięcie dinozaurów, a także 75 % żyjących wówczas wszystkich zwierząt na Ziemi.
          Zagrożenie naszej cywilizacji i życia na Ziemi przez katastrofę kosmiczną jest całkowicie realne i stosunkowo bardzo prawdopodobne. Czy więc ludzkość poczyni jakieś kroki w kierunku wczesnego wykrywania niepożądanych przybyszów z kosmosu i zapobiegania skutkom katastrof?
          Już na początku lat 70. NASA rozpoczęło systematyczne obserwacje nieba pod kątem wykrywania zbliżających się asteroid. Podobne badania rozpoczęto także w Australii. Wtedy jednak pomiary prowadzone były prymitywnymi metodami, przy zastosowaniu technik fotograficznych, które mogły dawać wyniki w bardzo odległym czasie. Od ubiegłego roku zmieniono jednak technikę poszukiwania asteroid. Zespół naukowców z Uniwersytetu w Arizonie rozpoczął obserwacje nieba metodami nowoczesnymi, za pomocą aparatury elektronicznej, która jest znacznie szybsza i dokładniejsza. Niedługo także w na Hawajach i w Australii zastosowane zostaną równie nowoczesne metody obserwacji nieba. Planuje się do roku 2008 opracowanie kompletnego atlasu zagrażających Ziemi obiektów niebieskich.
          Pozostaje jednak pytanie: Czy będziemy w stanie uchronić swoją planetę przed zagładą, jeśli okaże się, że np. wielka asteroida znajduje się na kursie kolizyjnym z orbitą Ziemi? Gdyby informacja taka miała wyprzedzać zdarzenie o dziesięć lat, istnieje nadzieja, że przy obecnym tempie rozwoju techniki byłoby możliwe uniknięcie katastrofy przez detonację ładunku nuklearnego w pobliżu asteroidy, a tym samym zmianę jej kursu. Należałoby jednak w jak najkrótszym czasie opracować mapę zagrożeń i rozpocząć współpracę międzynarodową nad odwróceniem grożącej Ziemi i ludziom katastrofy.

Barbara Bocheńska

Projekt i opracowanie graficzne -- Pawel Aksamit
Edycja stron -- Pawel Aksamit
Wszelkie prawa autorskie ZASTRZEŻONE (c) 1995,1996 -- Michal Kaszowski
All trademarks, logos, pictures are protected - Unautorised publications PROHIBITED