C.S. Lewis Portret pisarza |
Michał Błażejewski |
|
|
|
|
[Jest
to pierwotna, pełniejsza wersja
tekstu umieszczonego w magazynie SFinks 1996 nr 2(10). Zainteresowanych
postacią C.S. Lewisa odsyłamy również na stronę domową autora: http://www.fabryka.com/mb/]
Tam, gdzie zaczyna się koniec pewnej historii
i kończy początek wszystkich innych...
Clive
Staples Lewis nie jest autorem moich ulubionych książek. I nie umieszczam
tych słów na samym początku w intencji kokietowania czy bulwersowania
kogokolwiek. Po prostu - nie jest i już. Myślę też, że u bardzo wielu
czytelników z tej całej Wielkiej Trójcy, będącej przedmiotem
zainteresowania The Mythopoeic Society (J.R.R. Tolkien, C.S. Lewis i Charles
Williams), to najprawdopodobniej Lewis budzi najmniejsze emocje. Tolkien -
to co innego, wiadomo - cały świat bywa hobbitopodobny. Williams - lekko
staroświecki, ale odkrywany i smakowany na nowo, zgoda. Ale Lewis? Ten
Wielki... Nijaki? Wielki Nie Nazbyt Obecny? Ten... No, właśnie - może
Nazbyt Doskonały? Moje
problemy z Lewisem zaczynają się już na poziomie jego biografii.
Biografia jest najgorszym z możliwych kluczy interpretacyjnych
jakiejkolwiek twórczości. Podobno. To wiem. Biografia potrafi jednak w
jakiś sposób uporządkować, usensownić tę twórczość.
A może jest odwrotnie - to twórczość usensownia czyjeś życie,
pozwala je opisać, „zbiografizować”, uporządkować w pewien
naznaczony celowością schemat i na dodatek opatrzyć jakąś dydaktyczną
intencją? Porządek biograficzny pozwala nam jednak coś z tej twórczości
zrozumieć: to napisał człowiek młody, to - już ktoś z takim to a takim
doświadczeniem, to powstało w okresie sceptycznego przyglądania się
religii, to - już w czasach pełnego zaangażowania w jej badanie,
komentowanie i upowszechnianie. To z kolei nie mogłoby powstać bez
przypadkowego i dojmującego spotkania z jakąś osobą... Więc może
jednak o tym kluczu biograficznym gdzieś
tam należy pamiętać? Sam
Lewis często „autobiografizował”, w wielu książkach czysto
naukowych możemy odnaleźć dygresje, które wprost odnoszą się do faktów
przynależnych biografii - przywołanie czyjegoś imienia, znajomości
jakiejś lektury i to nie mającej przecież bezpośredniego związku z
tokiem wykładu... Są wreszcie przecież całkiem liczne biografie napisane
przez kogoś innego. Lewis, odmiennie niż Tolkien, sam „wyznaczył”
swojego biografa, Rogera Lencelyna Greena, przydając mu, z pewnym nawet
takim przepraszającym tłumaczeniem, swego sekretarza, Waltera Hoopera. Są
wreszcie przynajmniej dwa filmy fabularne, czerpiące dość swobodnie z
Lewisowskiego żywota. Ale wszystkie te opowieści wydają się nam proste,
nawet te najbardziej dramatyczne czy romantyczne. Nie rodzą żadnych pytań.
A jeżeli już - to są to pytania wiodące nas na wyżyny filozofii,
teologii, metafizyki wręcz. W najskromniejszym zaś przypadku - w stronę
etyki czy estetyki i teorii kultury. Poza tym uporządkowanym światem kryją
się jednak wiadomości o listach, które po śmierci Lewisa niszczyli jego
najbardziej zaufani korespondenci, są wreszcie troskliwe zabiegi
„redakcyjne” brata Warniego, porządkującego, przepisującego,
korygującego rodzinne archiwalia... I jednocześnie - temu (oględnie mówiąc)
mającemu kłopoty z alkoholizmem byłemu wojskowemu zawdzięczamy
skrupulatnie prowadzone przez prawie ćwierć wieku notatki... Tak, życie
pisarza jest najgorszym kluczem interpretacyjnym, wywiedziona zaś z niego
biografia - wytrychem, uwalniającym jedynie wątpliwości. I nie chodzi tu
o to, co było w niszczonych czy wygładzonych dokumentach. Chciałoby się
raczej zadać pytanie - dlaczego tak się stało? Gdzie przebiega ta granica
szczerości i zaufania zarazem? Czy zaznaczona jest tylko w dostępnych nam
tekstach książek? Książek przecież odbieranych jako zdumiewająco wręcz
intymne, dotykające najdelikatniejszych spraw ludzkiego sumienia, ludzkich
uczuć? Czy nasze pytania nie naruszają tej granicy? Grzeszy się przecież
i myślą, i mową, i uczynkiem... Czy sama myśl, pytanie, wątpliwość
nie jest już takim przekroczeniem przykazania? Ci,
którzy sądzą, iż w ten sposób sugeruję, że w życiu Lewisa mogło być
coś, czego ujawnienie naruszyłoby barierę czysto ludzkiej przyzwoitości,
niech po prostu odłożą ten tekst i zajmą się czymś pożytecznym. I dokładnie
to samo niech zrobią ci, którzy spodziewają się tutaj ujawnienia
jakowychś rewelacji. Będę próbował tylko uporządkować podstawowe i ogólnodostępne
fakty. A że od czasu do czasu może gdzieś w tle pojawić się pytanie -
„no dobrze, ale czy to nie akurat w tym miejscu tkwi źródło moich wątpliwości?”...
Trudno, wątpliwości przeciw wątpliwościom. Z góry też uprzedzam, że
nie uważam siebie za „kompetentnego Lewisologa”. Ciekawi mnie
po prostu, gdzie zaczyna
się koniec pewnej historii i kończy początek wszystkich innych...
Wiem, to słowa Lewisa. Cóż, pożyczka. Po prostu. * Najkrótszy
biogram Lewisa - bądź jeden z krótszych - odnaleźć możemy na wewnętrznej
stronie okładki Listów starego diabła
do młodego. I przedstawia się on następująco: C. S. Lewis (1898-1963) pisarz,
filozof, wykładowca literatury średniowiecznej i renesansowej w Cambridge,
anglikanin, który przeszedł na katolicyzm, jest autorem
wielu książek z pogranicza filozofii literatury, etyki i moralności.
Większość z nich wydana została w IW Pax... Trochę
to taki nie do końca prawdziwy biogram. Jeżeli jednak przyjąć, iż obok
prawdy absolutnej istnieje jej bardziej liberalna siostrzyca - to tak, nawet
przy zastrzeżeniach co do tego Lewisowskiego katolicyzmu i pominięcia
Oxfordu, ten biogram jest jakoś zgodny z prawdą. Prawdziwe jest tu z pewnością
zwrócenie uwagi na wielogłosowość Lewisowskich wypowiedzi. Moglibyśmy
nawet dodać, iż byłoby trudno wytyczyć wyraźną granicę pomiędzy
takim widzeniem świata, jaki zawierają jego książki naukowe i takim,
jakie odnaleźć możemy w książkach dla... dzieci. U Tolkiena to
rozgraniczenie jest bardziej czytelne, samo przejście z jednego świata do
drugiego, z kręgu tekstów naukowych w krąg tekstów literackich, niekiedy
nawet szokujące. A przecież oba te Tolkienowskie światy ufundowane są na
tej samej pasji językoznawcy... Może coś znowu nie tak? Może za dużo
interpretacji, w dodatku i dowolnych, i w tej swojej dowolności
ponadto niewłaściwych. Cóż, jestem tylko nieuważnym
czytelnikiem, na domiar złego jeszcze takim, do którego Lewis przemówił
dopiero z kart Odrzuconego obrazu.
Zaraz dodaję, że mam tu na myśli to starsze polskie wydanie, cieniutką
książeczkę, której karty rozsypywały się już przy pierwszej lekturze.
A to najnowsze, luksusowe, wręcz albumowe wydanie... Ale dajmy spokój
takim uwagom. Czy można poważnie twierdzić,
że Lewis kojarzy się komuś z takimi wręcz
„kieszonkowymi” edycjami, z takimi czytadłami na czas podróży
koleją? Z wygłaszanymi w radio kilkunastominutowymi pogadankami „na
temat”? Nigdy nie słyszałem
głosu Lewisa. Czy głos pisarza pozwala lepiej zrozumieć jego teksty?
Nagrania Białoszewskiego nauczyły mnie jednak jakoś „mówienia Białoszewskim”.
Czy i ten Lewis właściwy to przypadkiem nie taki Lewis „mówiony”.
Spełniający się w wielogodzinnych dyskusjach z przyjaciółmi, podczas
zajęć ze studentami, na wykładach, odczytach, wieczorach autorskich? Czy
w pisanych tekstach było go „mniej”? Czy stąd bierze się moje
przeświadczenie, że najpiękniejszym - a być może i najwierniejszym -
wizerunkiem Lewisa jest ten umieszczony przez Tolkiena we Władcy Pierścieni ? Stary, mądry i obdarzony specyficznym,
„niepochopnym” poczuciem humoru ent, z tym swoim wiecznym hmm, hmm, hmm...? * Rodzina
Lewisa przywędrowała w XIX wieku do Irlandii z Północnej Walii. Nie było
jej obce badanie i nauczanie Pisma Świętego. Byli w tej rodzinie
anglikanie i metodyści. Wykonywane zawody sytuowały ich w kręgu pracującej
inteligencji, chociaż korzenie sięgały walijskich farm. Z kolei rodzina
matki, Hamiltonowie, miała już godniejszych przodków, byli wśród nich i
biskupi. Ojciec Lewisa, Albert, był solidnie wykształconym prawnikiem. Nie
były mu obce i nauki humanistyczne - znał się na muzyce, literaturze,
logice i historii, należał do Belmont Literary Society. Matka Lewisa,
Florence (Flora), miała za sobą studia matematyczne i wykazywała w tej
dziedzinie wyjątkowe uzdolnienia. I ona też interesowała się literaturą,
pisywała do gazet. Prawdopodobnie to zbliżyło ich do siebie. Myślę, że
było to - przynajmniej z jej strony - małżeństwo z rozsądku, najpierw
przyjaźń - potem głębsze uczucie. Pobrali się 29 sierpnia 1894 roku.
Zamieszkali w Dundela Villas pod Belfastem. Tu urodzili się ich synowie -
Warren Hamilton 16 czerwca 1895 i Clive Staples 29 listopada 1898 roku. W
1905 roku przenieśli się do nowego domu - do Little Lea. Dom nie był
nazbyt urodziwy i został dokładnie opisany przez Lewisa w Zaskoczonym przez Radość. Wczesne lata można scharakteryzować
następująco - dobrzy rodzice, dobre jedzenie, ogród do zabawy i dwa
prawdziwe dary losu - cudowna niania Lizzie Endicott i brat Warnie. Nowy dom
był pełen książek, z których można było korzystać do woli. Ale
literackie upodobnia rodziców wyraźnie różniły się od zainteresowań
przyszłego pisarza - on sam uważał siebie za romantyka. Rodzice natomiast
byli trzeźwi i solidni, nie istniały dla nich krainy elfów, w domu nie było
książek Keatsa i Shelleya, tomik Coleridge’a nie doczekał się
podobno nawet otworzenia. Był to jednak solidny i zapewniający bezpieczeństwo
dom. Czteroletni Lewis ogłosił pewnego dnia, że tak naprawdę to on ma na
imię Jacksie. Potem skrócono to
do Jack. I tak już pozostało. Działalność
pisarską rozpoczyna Jack jeszcze przed ukończeniem szóstego roku życia.
W Little Lea wygospodarował sobie specjalne pomieszczenie do takiej pracy i
przyozdobił je nie tylko własnymi rysunkami. Jako twórcę interesowały
go dwa tematy - zwierzęta, które zachowują się jak ludzie i zakuci w
zbroje rycerze. Ale wymyślona wtedy Kraina Zwierząt nie zapowiadała
jeszcze późniejszej Narni, była światem rubasznym i prozaicznym,
pozbawionym ożywiającej Narnię poezji i mistyki. Jackowska Kraina Zwierząt
i India, wymyślona przez Warniego, przekształciły się potem w Boxen. Te
dziecięce opowieści opublikowano dopiero w 1985 roku. W
1907 roku Lewis zakłada pierwszy dziennik. Odnotowuje w nim rozpoczęcie
nauki pod opieką kolejnych guwernantek. W tym czasie Warnie wyjechał na
naukę do Anglii. W następnym roku pojawiają się w dzienniku uwagi na
temat Raju utraconego Miltona.
Zaiste, typowa to lektura ówczesnych dziesięciolatków. W tym samym roku,
23 sierpnia, po operacji nowotworu umiera matka pisarza. Jest
to tragedia nie tylko synów. Jack zostaje wysłany do Wynyard School w
Watford, w Hertfordshire. Dobre intencje coraz bardziej pogrążonego w żałobie
ojca nie uchroniły syna od zetknięcia się z bodaj najgorszą z
brytyjskich szkół. W autobiografii szkoła ta pojawi się pod nazwą Belsen i pozostanie ucieleśnieniem wszelkiego zła, jakie szkoła
może wyrządzić wrażliwemu i inteligentnemu chłopcu, który nad sport i
bijatyki przedkłada lekturę książek. Listy Jacka i Warniego do ojca długo
nie odnoszą skutku. Brutalny przełożony szkoły doczekał się wreszcie
procesu sądowego. W 1910 roku Jack opuścił Watford i na krótko zagościł
w nieodległym od domu Campbell College. I tu nawet polubił naukę i
szkolne środowisko. Potem była szkoła Malvern w Cherbourgu. Z tych wędrówek
dwa fakty mogą zasługiwać na uwagę - wizyta w teatrze na przedstawieniu Piotrusia
Pana, zbliżająca Jacka nie tylko do świata baśni, ale i do kuzynów
ze strony matki. Drugim takim wydarzeniem było zetknięcie się z
ilustrowanymi przez Arthura Rackhama poetyckimi adaptacjami Margaret Armour
fragmentów Tetralogii Richarda
Wagnera. Latem 1912 roku Jack i Warnie odkrywają muzykę tego kompozytora -
pomocny tu okaże się gramofon i zbiór płyt. Mitologia Północy nabrała
dla Lewisa specjalnego znaczenia. Potem napisze, iż polubił nordyckich
bohaterów zanim jeszcze pokochał Chrystusa. Pojawia się zainteresowanie
nowymi kręgami lektur, pojawia się też, na miejsce ciągle nieobecnego i
wyprzedzającego Jacka w edukacyjnym kołowrocie Warniego, pierwszy
prawdziwy przyjaciel - Arthur Greeves. Szkolne
perypetie Lewisa przekonały wreszcie jego ojca, iż najodpowiedniejszym
sposobem edukacji będzie powierzenia chłopca opiece prywatnego
nauczyciela. Za poradą Warniego wybrano Williama T. Kirkpatricka. We wrześniu
1914 roku rozpoczyna się okres niekonwencjonalnej nauki pod kierunkiem tego
wyjątkowego nauczyciela. Jack odkrywa arcydzieła angielskiego średniowiecza
i poetyckie opowieści Williama Morrisa i George’a MacDonalda, uczy się
logiki i retoryki, dyskutowania i sceptycyzmu. Dwa lata takiej edukacji
odczuwa jako najważniejsze dla swego rozwoju intelektualnego. Pomiędzy
nauką pod kierunkiem Kirkpatricka i pobytem w wojsku jest jeszcze krótkie
interludium w Oxfordzie. W korpusie kadetów zaprzyjaźnia się z mieszkającym
z nim w jednym pokoju Edwardem Moore’em z Clifton, nazywanym Paddym. O tej przyjaźni wiemy bardzo niewiele. W jakiś jednak sposób
zaważyła ona na całym późniejszym życiu Lewisa, ale zawierające
informacje na ten temat listy do Greevesa zostały potem przez adresata
zniszczone. W połowie listopada 1917 roku Lewis zostaje przerzucony do
Francji. Jest raz bliżej frontu, raz dalej. Trafia do szpitala z powodu
powszechnej wtedy gorączki okopowej (podobnie jak Tolkien). Zostaje
przypadkowo ranny w bitwie pod Arras 15 kwietnia 1915 roku. Przewożą go do
szpitala w Londynie. Kontakty z ojcem są wyjątkowo dziwne - stary Lewis
nie ma czasu na odwiedzenie syna. Czy to właśnie wtedy zaczyna się coś
dziać pomiędzy Jackiem i matką Paddy’ego Moore’a? Miłość,
przyjaźń, zauroczenie? Kim staje się ta kobieta dla Lewisa? Kochanką czy
matką? Jesienią
1918 roku potwierdziły się wcześniejsze wieści o śmierci
Paddy’ego. Odpowiadając na kondolencje pani Moore tak pisała do ojca
Lewisa: W tych chwilach Jack okazał
mi tyle zrozumienia i sympatii oraz ujawnił niespotykaną u chłopców w
jego wieku siłę ducha. Mój biedny syn prosił go, żeby zaopiekował się
mną, gdyby on sam nie wrócił z wojny... Ta opieka trwała aż do 1951
roku! Przez trzydzieści trzy lata pisarz opiekował się kobietą, o której
większość jego najbliższych mówiła, iż miała trudny charakter i z
pewnością nie należała do intelektualnej elity. Dlaczego tak się działo?
Czyżby był to przykład jednego z wielu „owładnięć” Lewisa
przez ludzi, instytucje, idee? W
1919 roku ukazuje się tomik Spirits
in Bondage: A Cycle of Lyrics (Dusze
w niewoli albo Dusze w okowach), pierwsza „dorosła” i obszerna
publikacja tekstów Lewisa. Zbiór ukazał się pod pseudonimem Clive
Hamilton (Hamilton to panieńskie nazwisko matki). Tematyka
wierszy obracała się wokół przekonania, iż świat ze swej natury
jest zły, Bóg natomiast, jeżeli istnieje... Jeżeli istnieje? Skąd
ateizm u potomka głęboko wierzących chrześcijan? Wpływy nauczycieli, doświadczeń
wojennych, osobistych przeżyć? Po
demobilizacji Lewis wraca na uczelnię. Oxford się zmienił, on się zmienił,
świat się zmienił. Pani Moore wynajęła mieszkanie w Oxfordzie. To też
jakaś zmiana w życiu Jacka. Kontakty z ojcem ulegają poprawie. Stary
Lewis wyrzuca sobie chłodne traktowanie syna podczas jego pobytu w
szpitalu. Zgadza się finansować Jacka także po ukończeniu studiów.
Ojciec jednak nie wie, że część pieniędzy syn przeznacza na
utrzymywanie matki Paddy’ego Moore’a i jego siostry. W listach
do Greevesa Jack opisuje swą dość skomplikowaną sytuację, zdaje relacje
z zajęć, dzieli się wrażeniami z lektur, z przyjacielskich dyskusji w różnych
grupach zainteresowań. Pisze o swoich sukcesach w nauce i o spotkaniach z
ludźmi, którzy - jak W. B. Yeats - stanowili wtedy o kolorycie Oxfordu.
Lewis zdaje ostatnie egzaminy i kończy studia w lipcu 1923 roku, bogatszy o
wiedzę, bogatszy o przyjaciół (wśród nich jest George Gordon, znany nam
z biografii Tolkiena). Co dalej? Praca literacka? Praca naukowa? Z obiecaną
przez ojca pomocą finansową nie byłoby to tak znowu trudne. Lewis
pracuje początkowo jako wykładowca filozofii, później zostaje członkiem
Magdalen College. Przez kolejnych trzydzieści lat jego status zawodowy będzie
miał znamiona pełnej stabilizacji. Zmiany nastąpią dopiero w roku 1945,
kiedy uczelnia w Cambridge zaproponuje mu objęcie katedry historii
literatury średniowiecza i renesansu. Z pewnością o tej przeprowadzce
zadecydowały raczej różne układy towarzysko-administracyjne Oxfordu i
niezdecydowana wobec nich postawa Lewisa. Ale do tego czasu przez trzydzieści
lat będzie Lewis mieszkał w tym samym miejscu w Magdalen College. Tu będą
odbywały się zajęcia ze studentami, tu będzie spotykał się z zaprzyjaźnionymi
ludźmi. Dziennik Lewisa odnotowuje wiele spraw - ale nie odnajdziemy tu
opisów przeżyć czy rozterek, których moglibyśmy się domyślać po wziętym
autorze prac filozoficznych i teologicznych. To w tych pokojach u
„Magdaleny” będą powstawały teksty od
Alegorii miłości po Ostatnią
bitwę, tu będą czytane fragmenty Władcy
Pierścieni i Perelandry. Do
pozycji cenionego i obleganego przez studentów wykładowcy Lewis dochodził
raczej długą i nie pozbawioną problemów drogą. Oxford miał
zawsze świetną kadrę nauczycielską i zdobycie sobie w takim gronie zauważalnej
pozycji nie było proste. Pojawiał się krąg przyjaciół - ale to też
nie było takie czytelne od pierwszego dnia przyjaźnienie się. Relacjonując
swoje pierwsze spotkanie ze starszym o sześć lat Tolkienem (było to 11
maja 1926 roku, w Merton College, na posiedzeniu-spotkaniu pracowników
odpowiednika wydziału naszych uczelni) Lewis dawał raczej wyraz swojej
antypatii. Dłużej niż rok trwało takie wzajemne przekonywanie się, iż
- pomimo różnic - istnieje możliwość wspólnej pracy i rozmów.
Wyniesione przez Lewisa jeszcze z domu przekonanie, żeby nie
wierzyć papistom, nie ufać filologom, musiało ulec weryfikacji -
Tolkien był przecież i jednym, i drugim. Różnic wtedy było jeszcze więcej.
Lewis był już autorem czytanym tu i ówdzie (Dymer
ukazał się latem 1926 roku), Tolkien karierę literacką miał jeszcze
przed sobą i był przez wszystkich postrzegany tylko jako dobry naukowiec.
Życie rodzinne i zawodowe Tolkiena było raczej nieskomplikowane i czytelne
dla otoczenia. Lewis żył niejako w podwójnym świecie - jego związek z
panią Moore, jego wybór drogi życiowej, problemy literackie, stosunki z
ojcem itp., wszystko to było zagmatwane i na etapie wrzenia, poszukiwania. Rok
1927 zapisał się jako rok zacieśniania nieformalnych związków Klubu
„Kolbitar”, miejsca dyskusji nad światem nordyckich sag. Warnie
- zawodowy wojskowy, przebywający w tym czasie w Szanghaju - otrzymuje od
brata szczegółowe listy na ten temat. Jack donosi mu także o pracach nad Encyclopaedia Boxoniana, zestawieniem wymyślonych kiedyś przez
braci opowieści o Boxen. Ale jednocześnie powstają szkice jednej z
najbardziej fascynujących książek Lewisa - The
Allegory of Love. Książka ukaże się dopiero w 1936 roku i będzie
odbiciem przemyśleń Lewisa
nie tylko jako badacza literatury średniowiecznej. Alegoria
Miłości, podobnie jak i wyprzedzająca ją i bliższa formom
literackim książka The
Pilgrim’s Regress - An Allegorical Apology for Christianity, Reason
and Romanticism (1933), dokumentuje także wewnętrzne przemiany Lewisa,
jego przechodzenie z ateizmu w kierunku lepszego zrozumienia chrześcijaństwa,
zobaczenia w nim „wiary dla siebie” i przyjęcia postawy
apologety, obrońcy i objaśniacza prawd tej wiary. Z
pewnością biografia nie jest najlepszym kluczem do odczytywania czyjegoś
tekstu, ale w jakiś sposób zwraca nam uwagę na to, że to w niej możemy
doszukiwać się okoliczności, które powstawaniu tego tekstu towarzyszyły.
24 września 1929 roku umiera ojciec Lewisa. Śmierć nastąpiła po
operacji raka - podobnie zmarła matka pisarza. Kilka miesięcy trwa porządkowanie
spraw związanych z opuszczeniem Little Lea. Po przeniesieniu Warniego na
Wyspy sprawy zostają ostatecznie załatwione. Bracia opuszczają
„stary dom” w czerwcu 1930 roku i nabywają na przedmieściach
Oxfordu w Headington Quarry „posiadłość” Kilns - dom z
ogrodem. Przeprowadzka nastąpi jesienią. Razem z braćmi osiedli się
tutaj pani Moore z córką Maureen. A
także pies, Mr Papworth. Tutaj pisarz przeżyje jeszcze najszczęśliwsze i
najtragiczniejsze chwile swego życia. Tak przynajmniej twierdzą niektórzy
jego biografowie. * Listom
do Greevesa zawdzięczamy możliwość prześledzenia procesu - wedle słów
samego Lewisa - „powrotu syna marnotrawnego” na łono wiary.
Droga wiodła od ateizmu do „czystego” teizmu, do czystej wiary
w długo poszukiwany Absolut. Pierwszy etap jest tu przedstawiony jako wybór
pomiędzy akceptacją samej wiary lub jej odrzuceniem. Dopiero potem - nie
bez udziału lektur (święty Jan Ewangelista, Jakub Boehme, Gilbert
Chesterton) i praktykujących przyjaciół (Barfield, Tolkien czy Hugo Dyson)
nastąpiło świadome przejście w kierunku chrześcijaństwa. Rozważaniom-medytacjom
na temat Boga, Miłości, Dumy i Piekła towarzyszyły w listach do Greevesa
refleksje na temat małżeństwa i to niekoniecznie mistycznego. Lewis uważał
siebie za kogoś, kto z małżeństwa świadomie i dobrowolnie zrezygnował.
Jednocześnie z przemyśleniami na temat Chrystusa i Radości pojawiają się
próby literackiego ujęcia doznawanych przemian. Pojawiają się też uwagi
książkach Morrisa czy Mac
Donalda (tego od Księżniczki
i goblinów). W liście z 1 października 1931 roku czytamy:
Mam już za sobą ten krok,
jaki należało uczynić przechodząc od wiary w Boga w kierunku wiary w
Chrystusa - i w chrześcijaństwo. Spróbuję ci to wyjaśnić innym razem.
Moja długa nocna rozmowa z Dysonem i Tolkienem odegrała w tym istotną rolę. Lewis
częściej przebywał w przydzielonym mu mieszkaniu w Magdalen College aniżeli
w Kilns. W ten sposób jego kontakty z panią Moore ulegały ograniczeniu.
On i brat - zanim wysłano go do Chin - pokoje w kolegium traktowali jako
ich właściwe mieszkanie. Tu Warnie porządkował przywiezione ze
„starego domu” rodzinne archiwum, tu odbywały się liczne i ważne
posiedzenia przyjaciół. Domem w Kilns zajmowała się więc pani Moore
sama. Z pomocą ogrodnika i pokojówki, oczywiście. Tak zarządzany dom nie
skłaniał do częstego w nim pobytu czy do przyjmowania w nim kolegów z
uczelni. „Drugie życie” Jacka było więc i z tego powodu jakby
poza zasięgiem ich oczu. Przeważnie psy i koty zastępowały w Kilns gości
ze świata. Ukazanie
się w 1933 roku The Pilgrim’s
Regress przysporzyło Lewisowi nieco sławy. Ze zdziwieniem odkrył, iż
zaczęto używać jego tekstów w polemikach pomiędzy katolikami i
anglikanami. Jedno z kolejnych wydań trzeba więc było opatrzyć stosownym
komentarzem. „Rodzina”
Lewisa znowu była w komplecie. Warnie przeszedł na emeryturę i stał się
teraz nieodłącznym towarzyszem życia brata. A w gronie zaprzyjaźnionych
naukowców-literatów pojawiła
się dość ważna kwestia, czy prezentowane na spotkaniach fragmenty Hobbita są czy nie są istotną próbą poszerzenia literatury
kreującej nowe światy? Czy warto nimi zainteresować wydawców? Lewisowska
The Allegory of Love (1936)
wyprzedza publikację Hobbita (1937), ale całkiem prawdopodobne, że o obu tych tekstach
rozmawiano w tym samym gronie i podczas tych samych spotkań. I z pewnością
tu też Lewis mógł się podzielić wrażeniami, jakie na nim wywarła
lektura The Place of Lion Charlesa
Williamsa. Być może to wtedy do jego uszu doszedł po raz pierwszy pomruk
Aslana... Formą
tych spotkań - i to formą, która przeszła do historii i legendy nie
tylko literatury angielskiej - był oczywiście jeszcze jeden z licznie
wtedy działających klubów dyskusyjnych. ”The Inklings”
– Inklingowie – ‘Przeczuwający’ - powstali w początkach
1933 roku z inicjatywy ówczesnego studenta Oxfordu, późniejszego
dziennikarza, Edwarda Tangye Leana. Ten Leanowski okres trwał zresztą krótko
i z pewnością byłby zapomniany, gdyby grupy tej nie „reanimował”
Lewis. We wtorki spotykano się w pubie popularnie zwanym „The Bird
and Baby” (szyld przedstawiał Ganimeda porywanego przez Orła-Zeusa),
w czwartki zaś - w pokojach Lewisa w Magdalen College. Ta klubowa tradycja
przetrwała do jesieni 1948 roku lub, jak utrzymują niektórzy, może nawet
do śmierci Lewisa. Literacka legenda zrodziła się już raczej po zakończeniu
aktywnej działalności uczestniczących w spotkaniach osób. Nie wszyscy
byli pracownikami uczelni i nie wszyscy też pojawiali się na wszystkich
spotkaniach klubu. Była to bowiem raczej luźna grupa osób dyskutujących
o różnych sprawach - stałym punktem odniesienia był tu zawsze Lewis. To
on nadawał całości sens. Zestawiona przez Humphreya Carpentera lista
bywających na „magdalenkowych” czwartkach jest długa i z pewnością
niekompletna, ale warto ją tu przytoczyć, żeby pokazać ową słynną
„wielość w jedności” - Owen Barfield, J.A.W. Bennett, Lord
David Cecil, Nevill Coghill, Jim Dundas-Grant, Hugo Dyson, Adam Fox, Colin
Hardie, R.E. Havard, Clive Staples Lewis, Warren Hamilton Lewis, Gervase
Mathew, R.B. McCallum, C.E. Stevens, Christopher Tolkien, John Ronald Reuel
Tolkien, John Wain, Charles Williams, Charles Wrenn. Naukowcy, pisarze,
wojskowi, wydawcy... Jednych łączyły zainteresowania, innych taki sam
stosunek do tytoniu, do wiary... Doprawdy, poza osobą Lewisa trudno tu
znaleźć jakiś istotniejszy element scalający. Być może Inklingowie po
prostu... nie istnieli. A ich
uobecnienie się było najzwyczajniej efektem zapotrzebowania na istnienie takiej
grupy. Kluby dyskusyjne nie były czymś nadzwyczajnym w akademickim środowisku
Oxfordu. Ten jednak został jakby „pobłogosławiony” obecnością
przynajmniej trzech wybitnych osobowości - Lewisa, Tolkiena i Williamsa. W
takiej lub innej kolejności. Nie
ma zbyt wielu informacji wyjaśniających, w jaki sposób doszło do
napisania i opublikowania Out of the
Silent Planet (Z milczącej
planety - 1938). Lewisa zawsze interesowała literatura
fantastyczno-naukowa. Znał nie tylko książki Verne’a, Wellsa czy
Burroughsa. Nie zawsze i nie wszystkie tego typu publikacje uważał za
interesujące. Z opowieści o międzyplanetarnych podróżach do innych światów
najbardziej przemawiało do niego to, co pozwalało pod
przygodowo-awanturniczym sztafażem odkryć aspekty wiecznych ludzkich tęsknot
i to, co odwoływało się do już istniejących mitologii lub też kreowało
nowe. Lewisowska opowieść o innych światach przybrała formę Trylogii międzyplanetarnej, a po inaugurującym cykl tomie ukazały
się jeszcze Perelandra (Voyage
to Venus - 1943) i Ta
ohydna siła (That Hideous Strength - A Modern Fairy-Tale for Grown-Ups -
1945). Ten ostatni utwór miał też swoją autorską skróconą wersję.
Inspiracje sięgają tu we wszystkich kierunkach - Biblia, Raj
utracony Miltona, książki
Inklingów... Autor odkrył, że taki sposób mówienia o sprawach znanych
dotychczas z teologicznych rozpraw czy książek o historii cywilizacji
został przez czytelników odebrany przychylnie. Jemu zaś samemu pozwolił
wypowiadać się na tematy, które były dla niego istotne - mówić o
problemach wiary, etyki, odkupienia w sposób popularny i niekoniecznie
opatrzony odstraszającym wielu określeniem „solidne dzieło
wybitnego znawcy”. Zło i
Dobro, Odkupienie i Potępienie nie są bowiem jedynie sprawą ludzkości i
naszej Planety. Istoty z innych światów spotykają się z nami w tym, co
jest niezbyt szanowanym przez perfekcjonistów różnej maści miejscem,
gdzie jawią się nam bez osłonek nasze wątpliwości, gdzie dokonują się
te najtrudniejsze wybory, nie zawsze w dodatku spektakularne. Tę
skomplikowaną tematykę ubierał Lewis bardzo często w „pożyczane”
elementy; niekiedy ta jego wtórność może nawet irytować. Może też
wydawać się nieco naciąganym to, co jest chrześcijańskim, teologicznym
podglebiem tych wszystkich opowieści. Przekładanie Litery i Ducha Pisma Świętego
na świat zarezerwowany do tej pory dla przeróżnych kosmicznych stworów i
wehikułów dla wielu jednak jest nadal nośne. Kolejna apologia - w
kosmicznym skafandrze tym razem? Czy każdy czytający dopełni sobie lekturę
Trylogii - przykładowo -
zestawiając Milczącą planetę z
Odrzuconym obrazem, Perelandrę
- z The Abolition of Man albo Siłę
- z A Preface to Paradise Lost?
Niekoniecznie, może to być nawet potraktowane przez wielu jako naruszenie integralności poszczególnych tekstów.
Ale takie „nierozgraniczanie”
może nam dobitniej pokazać wspomnianą już spójność opisywanych przez
Lewisa światów, spójność niezależną od tego, kto jest konkretnym
adresatem danego tekstu. Problemowi
Zła poświęcił Lewis jedną z najbardziej przewrotnych swych książek - Listy
starego diabła do młodego (The
Srewtape Letters ). Publikowano je najpierw w „Guardianie”
(od maja do listopada 1941), potem - w 1942 roku - ukazały się w formie
książkowej. O problemach zbawienia duszy ludzkiej rozprawiają tu
najbardziej kompetentne postacie - diabły. Stary udziela młodemu rad, jak
doprowadzić do piekła duszę
chrześcijanina. Satyryczna apologia „nie wprost” spotkała się
z niesamowitym odzewem. Przywołane przez Lewisa diabły prawdopodobnie
przyczyniły się do... nawrócenia sporej ilości osób, których od
religii odstręczać mógł mało życiowy sposób przekazywania prawd
wiary. Popularyzatorski
temperament Lewisa znalazł pole do działania podczas II wojny światowej.
W radio BBC pisarz prowadził cotygodniowe, krótkie prelekcje. Audycje
gromadziły tysiące słuchaczy, dla których Lewis stał się
autorytetem w wielu sprawach, nie tylko teologicznych czy etycznych.
Nauczanie „codziennej teologii” odbywało się także podczas
bezpośrednich spotkań, na uczelni i poza nią. The Socratic Club był także
takim miejscem, gdzie żelazna, wyniesiona ze szkoły „starego”
Kirkpatricka jeszcze, słynna Lewisowska logiczna argumentacja łączyła się
z pełnym zaangażowania śmiałym zestawianiem problemów wiary i
codziennego życia. Lewis rozprawiał się z ateizmem innych tak samo, jak
kiedyś uczynił to z własnym. No, może robił to teraz w sposób mniej
dla siebie bolesny. Z
tych radiowych wystąpień, kontynuowanych zresztą i po wojnie, powstały
książki. Na Mere Christianity (1952) złożyły się materiały z lat
1942-1944. Opublikowane w 1960 roku Cztery
miłości (The Four Loves) także mają swój radiowy rodowód. Taśmy z wystąpieniami
Lewisa dotarły w tym czasie również i do Ameryki. Co miało swoje
konsekwencje. Lewis
stał się pisarzem-instytucją dla dorosłych. Ale dla wielu jest on przede
wszystkim twórcą Kronik
narnijskich. O napisaniu książki dla dzieci myślał
Lewis już od dawna. Przymiarek, pomysłów i szkiców można odnaleźć
przynajmniej kilka. Również i w „dorosłych” tekstach pojawiają
się echa zapowiedzi przyszłych Kronik.
Pierwsza część cyklu - The Lion,
the Witch and the Wardrobe ukazała się w 1950 roku, ale
„chronologiczna” kolejność Kronik, obejmujących
dwa i pół tysiąca lat istnienia świata Narni, od momentu jej kreacji aż
po kres (o ile o czymś takim można mówić), przedstawia się następująco:
Siostrzeniec Czarodzieja (The
Magician Nephew - 1955), Lew,
Czarownica i stara szafa (The Lion,
the Witch and the Wardrobe - 1950), Koń
i jego chłopiec (The Horse and
His Boy - 1954), Książę Kaspian
(Prince Caspian - 1951), Podróż
„Wędrowca do Świtu” (The
Voyage of the „Dawn Treader” - 1952), Srebrne
krzesło (The Silver Chair - 1953) i wreszcie Ostatnia bitwa (The Last
Battle - 1956). Stali bohaterowie, stała, „wysoka” -
teologiczna problematyka (niekiedy mówi się, że Kroniki
są taką protoewangelią) i wykreowany precyzyjnie, choć chyba nie na
miarę Tolkienowskiego, baśniowy świat z jednej strony. Z drugiej - bardzo
wiele elementów „pożyczonych”, niekiedy nawet trywialnych,
spospolitowanych, choć cieszących się olbrzymim aplauzem czytelników.
Narnia wiele zawdzięcza Biblii i Śródziemiu, magicznym opowieściom o
Krainach Faerie i ezoteryczno-antropozoficznym rozważaniom, mitologiom śródziemnomorskim
i północnym, opowieściom z dziecinnego pokoju i teologicznym dysputom różnych
epok. Istotny dla tego świata Lew Aslan jest niewątpliwie obrazem
Chrystusa, ale to jednocześnie i Lew Judy, i heraldyczny Lew Brytyjskiego
Imperium, wreszcie - choć nie do końca - ciepła, pluszowa „żywa”
zabawka, dająca się bezpiecznie przytulić i mogąca stanowić obronę
przed Złem całego świata. Forma baśni dla wielu może być nie do przyjęcia
- ale to dziecięcy czytelnik (słuchacz lub widz) ostatecznie zadecyduje,
czy Narnia i jej problemy przemawiają do niego i przekazują dokładnie to,
co mogło być zamiarem Lewisa. Lwa, Czarownicę i starą szafę dedykował Lewis swojej chrześniaczce
(jednocześnie - pierwowzorowi jednej z dziecięcych postaci). W dedykacji
zawarł myśl, że do bajek trzeba dorosnąć. A właściwie - dorastać za
każdym kolejnym ich czytaniem. I że Kroniki
są właśnie taką książką „wielokrotnego użytku”. Powodzenie
książek o Narni miało też i jeden uboczny skutek. Tolkien fukał na tak
wykreowany świat. Uważał, że jest on mało oryginalny. I trochę też
chyba irytowała go rosnąca popularność Lewisa. A może jakoś nie mógł
przeboleć, że Lewis w swoim powrocie do Boga nie dotarł tam, gdzie
Tolkien bardzo chciał go doprowadzić - nie dotarł do katolicyzmu. Lewis
nie napisał być może tekstu na miarę Tolkienowskiego eseju O baśniach, ale próby
uporządkowania tej problematyki odnajdziemy i w jego publikacjach - On
Stories (pierwsze szkice w 1940), On
Three Ways of Writing for Children (1952) czy Sometimes
Fairy Stories May Say Best What’s to be Said (1956). Z tego wojenno-powojennego okresu
wymieńmy jeszcze kilka tytułów dla dorosłego czytelnika - The Personal Heresy - A Controversy (1939), The Problem of Pain (1940), Beyond
Personality - The Christian Idea of God (1944), The
Great Divorce - A Dream (1945), Miracles
- A Preliminary Study (1960), jeden z tomów The
Oxford History of English Literature (1954), Surprised
by Joy - The Shape of My Early Life (1955 - zbeletryzowany opis życia
pisarza), Till We Have Faces - A Myth
Retold (1956) i The Four Loves (1960).
Jest
w biografii Lewisa coś, co każe niebezpiecznie myśleć o swoistym
prowokowaniu (lub też , jak na
prawdziwego Inklinga przystało, przeczuwaniu) przez niego przyszłych
wydarzeń. Surprised by Joy - Zaskoczony przez Radość - już samym swoim
tytułem zachęca do postawienia takiej tezy. Bo Lewis został rzeczywiście
„zaskoczony przez Joy”. Po
śmierci prawie osiemdziesięcioletniej pani Moore (zmarła 17 stycznia
1951) Lewis z pewnością poczuł się uwolniony. Latem odwiedzał swoich
przyjaciół i zażywał pewnej sławy. Otrzymywał listy od czytelników
nie tylko z Anglii. Był znany na całym - no, może prawie - świecie.
Znajomość z Joy - Helen Joy Davidman Gresham - rozpoczęła się od
takiego właśnie korespondencyjnego ziarenka. Wypowiedziom Lewisa małżeństwo
Greshamów zawdzięczało zbliżenie do chrześcijaństwa. Joy była
marksizującą Żydówką, miała już dwóch synów i jej pożycie z mężem
nie układało się najlepiej. Sądziła, że pobyt w Anglii będzie taką
paromiesięczną próbą separacji, po której rzeczy same ułożą się
pomyślnie. Po raz pierwszy spotkali się - Joy i Jack - 9 września 1952
roku. Joy zbliżała się do czterdziestki (urodziła się w 1915), Lewis
miał sześćdziesiątkę. Joy była wspaniałym partnerem do rozmów - mądra,
bystra, logicznie myśląca, o rozległych zainteresowaniach i specyficznym
dowcipie. Ale Lewis nie chciał rezygnować z odzyskanej niedawno wolności
i bardzo często po prostu uciekał przed niespodziewanym gościem. Joy wróciła
do Anglii dwa lata później, z synami i dość zaawansowaną sprawą
rozwodową. Z Londynu przeniosła się do Oxfordu i jej wizyty w Kilns stawały
się częstsze i raczej
akceptowane. Opublikowane w 1955 roku Zaskoczenie... z kobiecym imieniem w tytule (choć Lewisowi nie o
taką Radość-Joy chodziło) dawało okazję do plotek o małżeństwie
zatwardziałego kawalera. Znajomość z Joy z pewnością miała natomiast
wpływ na powstanie innej książki
Lewisa - Póki mamy twarze (Till
We Have Faces - 1956), jeszcze jednego obrazu ponadludzkiej miłości.
Z pewnością też Orual, starsza siostra Psyche, w jakiś sposób
przypomina Joy. Na pewno żydowskie korzenie Joy zaważyły na powstaniu Reflections
on the Psalms (1958). Cokolwiek się działo pomiędzy Jackiem i Joy - o
ile się działo - było ich prywatną sprawą. Czy z obu stron była to miłość,
czy też uczucia ich łączące miały różne oblicza miłości, tego też
się nie dowiemy. Tu chyba właśnie przebiega jedna z tych granic, które
dotykają spraw bardzo osobistych. 23 kwietnia 1956 roku zawarli związek małżeński,
który umożliwiał Joy stały pobyt w Anglii a jej synom dawał
obywatelstwo brytyjskie. Dla Lewisa miał to być swoisty gest przyjaźni,
który przy okazji w niekłopotliwy sposób rozwiązywał administracyjne
problemy Joy. * Na początku 1957 roku wykryto u Joy raka kości. Cywilny
kontrakt w tej sytuacji nabierał zgoła innego wymiaru. Ślubu kościelnego
udzielono Joy i Jackowi 21 marca tegoż roku. Joy była umierająca. W maju
przeniesiono ją na stałe do domu w Kilns. Szpital i lekarze uczynili już
wszystko, co można było w takim przypadku zrobić. Ale choroba powoli zaczęła
cofać się, bądź też tylko takie to sprawiało wrażenie. Nastąpił krótki
okres „prawdziwego życia”. Kilns odżyło pod kobiecą ręką,
pojawili się goście, wyjazdy na krótsze i dłuższe wycieczki. W tym
czasie Cambridge - bardzo podobny do Oxfordu z lat młodości Lewisa -
zaproponował mu stanowisko. I pisarz je przyjął. Przyjaciele znajdują
Lewisa zaabsorbowanego chorobą Joy, ale jednocześnie bardzo szczęśliwego.
Kolejne „owładnięcie”? Jesienią 1959 roku ujawnia się nawrót
choroby z nowymi przerzutami. Ambicją Joy była wizyta w Grecji. Dla Lewisa wszelkie
wyjazdy poza Anglię były zawsze kłopotliwe - jako dziecko był we Francji
z matką, potem pojechał tam w czasie pierwszej wojny. Ale w takiej
sytuacji... Organizacji wyprawy podjął się Roger Lancelyn Green, późniejszy
biograf Lewisa. Eskapada w kwietniu 1960 roku była wyzwaniem dla
wszystkich, wyzwaniem stawianym chorobie, naturze, losowi. Dla Lewisa
najprawdopodobniej jeszcze praktycznym urzeczywistnieniem tego wszystkiego,
co kiedykolwiek napisał na temat miłości, współczucia, wiary i
odpowiedzialności. Joy zmarł już po powrocie do Kilns, 13 lipca 1960
roku. Ubywali starzy przyjaciele, pojawiali się nowi. Z niektórymi
znajomość uległa pewnemu rozluźnieniu - Tolkien nie mógł chyba darować
Lewisowi „potajemnego” małżeństwa z rozwódką. Lewis dzielił
czas pomiędzy Cambridge, Oxford (coś jeszcze go tu trzyma), pisanie książek
i porządkowanie rozpoczętych prac. Nie zawsze czuł się dobrze - dokuczały
mu nerki, prostata, serce. Ale zdarzały się
też i dobre chwile, dowody sympatii i uznania, pory większej
aktywności zawodowej i towarzyskiej. W
tym ostatnim okresie ukazały się A
Grief Observed (1961), An
Experiment in Criticism (1961), They
Asked for a Paper (1962), fascynujące Letters
to Malcolm - Chiefly on Prayer (1964), wreszcie -
The Discarded Image - An Introduction to Medieval and Renaissance Literature
(1964). Lewis zmarł 22 listopada 1963 roku, w swoim domu w Kilns.
Narnijski Aslan bardzo ładnie ukazywał dzieciom śmierć jako coś na
kształt wakacji i porannego przebudzenia się. Być może
rzeczywiście jest to ten jedyny moment, kiedy nie napotykamy na zakończenie
jednej z opowieści a na początek bardzo, bardzo wielu innych.
Będących już nie opisem czyjegoś życia
- a książkami, które są tego życia efektem. Książki
C. S. Lewisa w dostępnych tłumaczeniach polskich - wybór
(w
nawiasie rok wydania przekładu):
Bóg
na ławie oskarżonych. Przeł. M. Mroszczak (1985), Cudy.
Wprowadzenie ogólne. Przeł. S. Pacuła (1958), Cztery
miłości. Przeł. M. Wańkowiczowa (1962), Listy
do nieznajomej. Przeł. Z. Kościuk (1997), Listy
o modlitwie i moralności. Przeł. H. Bednarek i S. Pietraszko (1980), Listy
starego diabła do młodego. Przeł. S. Pietraszko (1993), O
wierze i moralności chrześcijańskiej. Przeł. M. Ponińska (1959), Odrzucony
obraz - Wprowadzenie do literatury średniowiecznej i renesansowej. Przeł.
W. Ostrowski (1986), Opowieści
z Narni. Przeł. A. Polkowski (od 1985), Perelandra.
Przeł. T. J.
Dehnel (1971), Póki
mamy twarze - Mit opowiedziany na nowo. Przeł. Ł.
Nicpan (1992), Problem
cierpienia. (1997) Rozważania
o chrześcijaństwie. Przeł. I. Doleżal-Nowicka (1966), Rozwód
ostateczny. Przeł. M. Sobolewska (1994), Smutek.
Przeł.
J. Olędzka (1967), Ta
ohydna siła. Przeł. A. Polkowski
(1994), Z milczącej planety. Przeł.
A. Polkowski (1989), Ziarna paproci i słonie. Przeł.
Z. Sroczyńska (1986). Wybór
opracowań dostępnych w języku polskim: T. Fijałkowski, Oksfordzcy
mistrzowie wyobraźni. Z prof. Przemysławem Mroczkowskim rozmawia...,
„Tygodnik
Powszechny” 1994 nr 14, A. Kowalski, Wyprawa
do Narni, „Radar” 1986 nr 3, G. Leszczyński, Pomysł
na Boga, „Nowe Książki” 1991 nr 11-12, J. Ługowska, Funkcje
motywów baśniowych w „Opowieściach z Narni” C. S. Lewisa, „Literatura
Ludowa” 1989 nr 2, J. Marlewski, W
kręgu spraw fundamentalnych, „Kierunki” 1985 nr 36, W. Ostrowski, Twórcy
nowoczesnej baśni, przypowieści, mitu, „Kierunki” 1986 nr
7, A. Polkowski, „Opowieści
z Narni” czyli jak się przedostać do innych światów, „Mała
Fantastyka” 1988 nr 1, K. Sokołowski,
Jack, „Fantastyka”
1986 nr 4, K. Sokołowski,
Przyjaciel Tolkiena,
„ Radar” 1986 nr 3, J. R.
Willis, Radość. Teologia
C. S. Lewisa (1898-1963). Przeł. K. Mądel. Wyd. WAM, Kraków 1995, M. Wiśniewski, W
poszukiwaniu sensu życia, „Nowe Książki” 1986 nr 10. Autor
korzystał również z następujących opracowań: H.
Carpenter, The Inklings, London 1978, H.
Carpenter, Tolkien. A Biography, London
1977, C. Duriez,
The C. S. Lewis Handbook, Eastbourne
1990, R. Green,
W. Hooper, C. S. Lewis. A Biography, London
1974, P. Holmer,
C. S. Lewis. The Shape of His Faith
and Though, New York 1977, T. Howard,
The Achievement of C. S. Lewis. A
Reading of his Fiction, Wheaton 1980,
C. Kilby,
The Christian World of C. S. Lewis, Grand
Rapids 1965, C. Kilby,
M. L. Meade (ed.), Brothers and
Friends. The Diaries of Major Warren Hamilton Lewis, San Francisco 1982, J. Peters,
C. S. Lewis. The Man and his
Achievement, Exeter 1985, W. White,
The Image of Man in C. S. Lewis, Nashville
1970.
|
|
|