Dzień 1
Objazd Południa zaczynamy od Agadiru. Naszym celem jest wzgórze z
fortecą z 1572 roku, górujące nad miastem. Wielki napis na zboczu góry
to trzy słowa: Allah, al Watan, al Malik (Bóg,
Naród, Król). Forteca ucierpiała w czasie trzęsień
ziemi i nie jest zwiedzana, za t z punktu widokowego można zrobić
panoramę miasta, lub sfotografować się z kozą, wielbłądem, jaszczurką
lub beduinem.
Tarudant leży w dolinie Wadi Sus na wschód od Agadiru.Dogodne
położenie
w urodzajnej dolinie rzeki Sus sprawiało, że następujące kolejno po
sobie marokańskie dynastie dążyły w pierwszej kolejności do jego
opanowania. W pierwszej połowie XVI wieku Tarudant był ośrodkiem władzy
Saadytów – ówczesną stolicą Maroka. Z tamtego okresu pochodzi wiele
budynków medyny i mury obronne. Długość murów wynosi ponad 5 kilometrów.
Wyrastająca zza muru i pełzająca po nim roślinność zachęca do wejścia
do środka. Ogrody pałacu Salam
pełne są egzotycznej roślinności,
basenów, fontann. Przy murze w różnych zakątkach są kawiarnie, galerie,
butki, a nawet ekskluzywny hotel.
Medyna. Tu po raz pierwszy spotykamy się z budownictwem z pisé -
ziemi.
Ściany budynków wykonane są z mieszanki ziemi i sieczki. Stropy z pni
palmowych, trzciny i gliny. Ludzie w tym mieszkają od wieków. jak
zwykle w krajach muzułmańskich, życie domowe koncentruje się wokół
wewnętrznych dziedzińców na które wychodzą okna domów.
Suk. To był nasz pierwszy suk w Maroku. Wart uwagi, bo obszerny
i
różnorodny. Zaczynamy od części przemysłowo-rolniczej. Plastiki w
niewielkiej ilości, za to dużo rękodzieła. Sprzętu domowe robione
"metodą Cejrowskiego" z czego się da. Misy z opon, łopatki ze starych
opakować blaszanych itd. Pokarm dla różnych zwierząt. Trawa dla osła,
juki dla osła, nasiona wszelakie, suchy chleb... chyba nie dla konia bo
lekko spleśniały.
Rzemiosło. Wszystko na miejscu klepane, spawane, strugane.
Słodkości wszelakie - ciastka, cukierki, daktyle w kilkunastu
rodzajach, przyprawy, oliwki kolorowe, kiszone cytryny. Po takiej dawce
egzotyki stragan z owocami i warzywami mijamy prawie obojętnie.
Po krótkim odpoczynku ruszamy w dalszą drogę. Cały czas jedziemy przez
rejon występowania drzew arganowych. Mimo usilnego wypatrywania na
żadnym z nich nie widzimy żerujących kóz. Trudno. Zatrzymujemy się przy
jednym z ostatnich drzew, aby obejrzeć z bliska. Owoce wyglądają jak
mocno przerośnięte oliwki. Są jeszcze zielone, niedojrzałe, Nie radzę
zrywać na pamiątkę - zerwane wydzielają lepki, mleczny sok, jak
kauczuk. Trudno go zmyć.
Drzewa arganowe są endemitami - występują tylko na niewielkim obszarze
na wschód od Agadiru i nigdzie indziej. Nie poddają się introdukcji w
innych rejonach.
O co tyle zachodu? O olej. Olej arganowy jest wysoko ceniony, zarówno w
wersji spożywczej jak i kosmetycznej. Można na ten temat dużo poczytać
w Internecie. Olej jest robiony z wysuszonych pestek z dojrzałych
owoców.
Ruszamy dalej. Z tyłu drzewa arganowe i stada kóz, a na pierwszym
planie zboże. W Maroku była właśnie pora żniw.
Latem rwące rzeki zmieniają się w ledwie cieknące potoki. Zaczyna się
charakterystyczny krajobraz Południa - kazby, palmy i góry. Na coraz
suchszych pastwiskach pasą się owce, kozy, wielbłądy.
Jest jeszcze jedno bogactwo tego rejonu. Szafran, uprawiany tu na
dużych obszarach. Szafran kwitnie jesienią, więc zamieszczam zdjęcia...
z mojego ogródka. To ten sam gatunek, zwany u nas krokusem jesiennym. W
rejonie Taliouine wszyscy
handlują szafranem i wyrobami z niego. My też
damy im zarobić. Poczęstowani herbatką z szafranem bez oporu kupujemy
po gramie tej przyprawy.
Jedziemy dalej, mijamy puste w porze sjesty miasteczka, a kolejny
postój jest na punkcie widokowym. Anty-atlas to podobno najstarsze góry
na ziemi. Widać na nich ząb czasu. Przy okazji można kupić różne okazy
geologiczne, których na tym obszarze jest zatrzęsienie. Przez skaliste
pustynne obszary droga wiedzie dalej, do Ouarzazate. Po drodze różne
formacje, przypominające trochę amerykański Monument Valley.