Dzień 3

52 dni do Timbuktu - prawie dwa miesiące. Jak spojrzymy na mapę, to z Zagory (A) jest bliżej do Barcelony niż do Timbuktu (B).

Obrazek

Ale w epoce przed-komunikacyjnej to był jedyny sposób transportu towarów. Sahara była poprzecinana szlakami handlowymi wzdłuż i wszerz. Z północy, z Europy i Azji transportowano tekstylia, jedwab, koraliki, ceramikę, broń, ozdoby, i narzędzia. W drugą stronę wieziono złoto, kość słoniową, wyroby z hebanu, oraz produkty rolne, takie jak orzechy Kola (obecnie składnik Coca-coli), a także niewolników. Nomadzi żyli z handlu mięsem i solą wydobywaną na Saharze. Przeciętne karawany liczyły do 1000 wielbłądów, a rekordowe, pomiędzy Egiptem a Sudanem - nawet 12000. Czy Zagora leżała na szlaku karawan? Jako miasto - nie. Zagora powstała na początku XX wieku, co widać. Trochę egzotyki na targu, ale już za rogiem szerokie ulice, wysokie budynki, ludzie ubrani raczej po europejsku. No i jako konkurencja do muralu z karawaną - reklama marokańskich linii lotniczych. 52 godziny do wszędzie, można powiedzieć.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ruszamy w drogę do Erfud. Po drodze mijamy zrujnowane kasby i ksary - pamiątki dawnego szlaku karawan.

Obrazek

Obrazek

Zatrzymujemy się w środku niczego. No może nie całkiem niczego. Przy drodze ozdobna brama. Często takie spotykamy. Stawiane są one na granicach gmin, prowincji. Pustynia też nie jest pusta - pałęta się tam stado wielbłądów z pasterzem.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Miasteczko Nkob jest stolicą berberyjskiego plemienia Ait Atta. Jest to starożytne plemię, które istniało jeszcze przed wejściem Arabów i islamu do Maroka w VII wieku. W centrum miasta nie widać ani stołecznego ani starożytnego charakteru. Takie budynki można znaleźć u nas w każdym prowincjonalnym miasteczku (choć tak pięknych murali u nas nie ma), a typy ludzkie - choćby na ławeczce w Wilkowyjach ;-). Element egzotyki to ubiory. Ta Pani w niebieskim nie ma na sobie folii bąbelkowej, ale tradycyjną miejscową narzutę z czegoś w rodzaju firanki.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jedziemy dalej, znów pojawiają się krajobrazy jak z westernów.

Obrazek

Na polach żniwa w pełni.

Obrazek

Cmentarz - tym razem bardziej cywilizowany. Ogrodzony i z odnowionym grobowcem Marabuta. Ale nagrobki zwykłych ludzi takie jak wszędzie - kamień na sztorc i nic więcej.

Obrazek

Pasmo gór jak zęby piły - efekt wypiętrzenia tektonicznego.

Obrazek

Pora obiadu. Zatrzymujemy się w Gospodzie pod Renówką, a właściwie pod Meteorytami. Na obiad smaczny tagine z wołowiną (muuu w odróżnieniu od beee i meee). Wszędzie wyroby z marmuru zawierającego skamieniałości, okazy geologiczne i rzeczone meteoryty. Umywalkę z tej gospody pokazałem już w wstępie do relacji.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po drodze widać rozwój infrastruktury. Nie tylko szerokie, równe jezdnie ale i rurociąg transportujący wodę i linie energetyczne widziane wszędzie.

Obrazek

Widać bliskość Sahary. Niesiony wiatrem piasek tworzy zaspy, jak u nas ze śniegu.

Obrazek

Kolejny postój w środku niczego. I tym razem nie jest to zwykłe nic. Skały są wręcz nadziane skamienielinami, jak cwibak bakaliami. Wszędzie wystają amonity, ortherocerasy i inne prehistoryczne zwierzątka.
Jak spod ziemi wyrastają handlarze - jedni pieszo, inni na rowerach. Każdy chce sprzedać jakiś kamyczek. Można się potargować i kupić. Próba znalezienia czegoś na własną rękę kończy się niepowodzeniem - wszystkie leżące kamyki były już pewnie dziesiątki razy oglądane, obracanie i żaden ciekawy okaz się nie ostał.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z drugiej strony szosy pustynia atakuje. Co chwila pojawiają się mniejsze lub większe tornada z piaskiem. Nawet zrobiono zapory przeciw-piaskowe, jak u nas płotki przeciwśniegowe.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Urządzenia nawadniające sygnalizują bliskość cywilizacji. Zbliżamy się do Erfud.

Obrazek

Krótki odpoczynek w hotelu i zbieramy się na wycieczkę fakultatywną - zachód słońca na wydmach.
Przed hotelem czekają na nas terenowe Toyoty. Do przedmieść jedziemy normalnie, a potem zaczyna się szalony off-road przez pustynię skalistą - hamadę. Terenówki podskakiwały na kamieniach, tańczyły na łachach piasku - emocje na maksa.

Obrazek

Obrazek

Po drodze był jeszcze postój na herbatę w tradycyjnym namiocie berberskim. Zocha dała się "zamaskować" i dzięki temu złapała stałych mieszkańców sąsiedniego namiotu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Erg to duża wydma utworzona przez pisaek niesiony wiatrem. Erg Chebbi jest jednym z dwóch największych saharyjskich ergów Maroka. Drugi to Erg Chigaga pobliżu Hamid. Wydmy Ergu Chebbi osiągają wysokość do 150 metrów i obejmują obszar 22 km z północy na południe i 5-10 km ze wschodu na zachód.

Obrazek

Obrazek

U podnóża ergu czekają nasze Okręty Pustyni a kawałek dalej, za wydmą - ich Sternicy.

Obrazek

Obrazek

Na sygnał do zaokrętowania jesteśmy dzieleni na dwójki - każda do innej pary wielbłądów. Zocha uparła się być w innej dwójce aby mi zdjęcia porobić, a konsekwencje tego będą opisane później. Co do wygody jazdy na wielbłądzie powiem tylko tyle - średnia. Siedzi się na przednim zboczu garbu, który pcha człowieka do przodu, na kark i łeb zwierzaka. Jadąc pod górę jakoś się to równoważy, ale w dół - lepiej nie mówić.
Na razie jedziemy pod górę i jest nieźle. Nawet są praktykowane zamiany ról. Marysia z naszej grupy prowadzi wielbłąda, a poganiacz robi zdjęcia.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pod szczytem zaskoczenie. Zwarta karawana rozbija się. Każdy poganiacz idzie w inną stronę. Zocha zrobiła mi pożegnalne zdjęcie i zniknęła za wydmami. My pojechaliśmy bardziej na południe, ale też wkrótce trzeba było zsiadać.

Obrazek

Obrazek

Dalej pieszo poszliśmy na wskazane miejsca. Piasek był przyjemnie ciepły, miękki i w niesamowitym pomarańczowym kolorze. Od strony wiatru był ubity i twardy a od drugiej strony - grząski.

Obrazek

Obrazek

W każdym zagłębieniu spoczywała para wielbłądów. Nikt ich nie pilnował, bo poganiacze gdzieś poleźli. Wrócili po chwili, przynieśli pokazać jaszczurki żyjące w piasku. Po demonstracji każda jaszczurka błyskawicznie zakopywała się i tyle ją widzieli.

Obrazek

Obrazek

Siedzieliśmy na piasku czekając na zachód słońca. Było spokojnie, romantycznie.
Zocha miała lepsze światło i lepszy obiektyw, więc cały czas nas obserwowała.  Mąż wprawdzie stary i gruby, ale przy trzech młodych kobitkach mógł być zagrożony ;-)
Przyszła więc po wydmach na przełaj sprawdzić co się dzieje. Gdy sprawdziła że nic złego, odeszła z powrotem. W kierunku zachodzącego słońca.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Przed samym zachodem słońca zaczęły pojawiać się inne karawany. Ludzie zajmowali miejsca na wszystkich szczytach.

Obrazek

Obrazek

Słońce zaczęło zachodzić... i zaszło.

Obrazek

Obrazek

Zrobiło się ciemno, ale ani szalony wiatr nie zaczął wiać, ani nie zrobiło się lodowato zimno. Wszystkie dodatkowe ciuchy wzięte na wszelki wypadek na nic się nie przydały.