Alhambra

Dla przypomnienia - Alhambra to mauretański zespół pałacowy zbudowany w latach 1232-1273 w Granadzie.
Składa się z "pałacu zimowego" z kilkoma dziedzińcami, dekorowanymi salami a także z twierdzy (kazba) oraz z letniej rezydencji Generalife. Na pierwszym zdjęciu część zimowa, a na drugim - zabudowania letniej rezydencji - te białe budowle po lewej stronie kadru.





Obie części pałacu rozdziela głęboki wąwóz z przerzuconym mostem.
Zwiedzanie zaczynamy od Generalife. Od wejścia do muzeum aleja cyprysowa, a dalej, na zboczach, ogrody użytkowe. Kalifowie musieli też coś jeść. Gdyby nie drzewka figowe, to prawie tak jak u nas. No, może karczochy u nas nie rosną.







Za teatrem na wolnym powietrzu zaczyna się część bardziej ozdobna. Strzyżone żywopłoty i róże, róże, róże...
 












I jak to w ogrodach arabskich - obowiązkowo woda! W raju Mahometa są cztery rzeki, a w tych ogrodach - co najmniej jeden kanał z wodą i fontanny.















Widok z letniej rezydencji na pałac zimowy.





Kwiatki przy drodze zupełnie jak u nas - szczypiorek, bratki...





Znów róże, tym razem na trejażach.









Gorzkie pomarańcze - wyłącznie dla ozdoby.





Dochodzimy do najbardziej
chyba znanego ogrodu Alhambry, ogrodu z kanałem wodnym. Po lewej i na wprost okna z widokiem na pałac i na miasto, po prawej ściana z pnączami. W środku kanał i fontanny.



















Położony tuż obok Ogród Sułtanki ma trochę inną koncepcję. Klomby są wyspami na szerokim kanale.





Z Ogrodu Sułtanki wychodzimy po tradycyjnych schodach, a nie po słynnych "schodach wodnych", gdzie jako poręcze są rynny z wartko płynącą wodą. Z górnego tarasu jest piękny widok na okolicę.







Opuszczamy letnią rezydencję przez mniej zagospodarowaną część ogrodów. Ścieżka wśród akantów, na polu nad teatrem letnim rosną irysy, szałwie, ostrogowce i inne dobrze nam znane byliny.





Pomiędzy letnią a oficjalną rezydencją już od średniowiecza funkcjonuje most przerzucony nad wąwozem.



Wzgórze na którym znajduje się zespół pałacowy Alhambry jest bardzo rozległe i mieści sporo budowli - co zresztą widać na pierwszych zdjęciach tej relacji. Na tych zdjęciach mamy kościół pod wezwaniem Matki Boskiej z Alhambry.





Zza budynków można zobaczyć pobliskie pasmo górskie Sierra Nevada z najwyższym szczytem Półwyspu Iberyjskiego - Mulhacén (3478 m n.p.m.).





Pomiędzy budynkami pałacowymi też są założone ogrody, ale znacznie skromniejsze niż w letniej rezydencji.
Często składają się tylko z basenu, fontanny i krzaczka lub pojedynczego drzewka pomarańczowego.





Woda obowiązkowo musi być, nawet jak na dziedzińcu nie ma nic innego.





Dziedziniec mirtowy, bo szpaler jest naprawdę ze strzyżonego mirtu, to według mnie najbardziej malownicze miejsce w pałacu.







Dziedziniec Lwów jest chyba najbardziej znany. Nazwę bierze od fontanny - misy opartej na dwunastu kamiennych lwach.
Pod arkadami są wejścia do wielu bogato zdobionych pomieszczeń o różnym przeznaczeniu - oficjalnym i prywatnym. Oczywiście, w czasach Nasrydów. Zieleni na dziedzińcu niewiele - cztery cytrusy po rogach i tyle.







Wychodzimy przez jedno lub dwa malutkie patia, potem oglądamy nasadzenia tarasowe na stromych skarpach przy murach.















Wracając do wyjścia przechodzimy dołem obok zimowej rezydencji. Oglądamy teraz z oddali trejaże z różami, arkady i pawilony ogrodu z kanałem i ogrodu sułtanki.







Przy ścieżce kolejna kolekcja róż, na które rzuciła się Zocha z aparatem.













I to już koniec.
Tak mało, bo czas był ograniczony. Na zwiedzanie całości jest chyba trzy godziny i przewodnicy pod karą śmierci (to znaczy odebrania licencji) muszą się w tym czasie zmieścić.
Alhambra to najliczniej odwiedzanie miejsce w Hiszpanii i zajmuje jedno z czołowych miejsc w Europie i na świecie.
Kolejka do kasy wcale nie zmalała, choć dostępne były tylko bilety do ogrodów.