../obrazki/wersje.gif version française English version Wstęp  |   Sprzęt  |   Dania  |   Trasa  |   Jechanie  |   O nas

Dziennik podróży

Dzień 1: 21 sierpnia, 90 km

Świnoujście - Griebienow

Kotki (wersja pełna: 600x393, 51 kB)

Wielka podroż rozpoczęła się w Świnoujściu, gdzie wysiedliśmy wypoczęci po całej nieprzespanej nocy spędzonej wspólnie z naszym sprzętem jeżdżącym w przegubie pociągu PKP. Niemniej jednak naszego zapału nie ostudził nawet siąpiący kapuśniaczek, który z czasem okazał się całkiem niezłym deszczem. Na dodatek towarzyszył nam aż do wieczora pierwszego dnia podroży. W Świnoujściu dokonaliśmy ostatnich zakupów i udaliśmy się na przejście graniczne. W towarzystwie Niemców wracających z porannych zakupów przekroczyliśmy granicę i pełni optymizmu ruszyliśmy w nieznane. Aby zorientować się choć trochę w nieznanym, po jakichś 25 kilometrach znaleźliśmy informację turystyczną, gdzie pobraliśmy schematyczną mapkę regionu. Znaleźliśmy nawet ścieżkę rowerowa, która niezwykle sympatycznie prowadziła nas wzdłuż wybrzeża. Byliśmy jednak absolutnie zmuszeni z niej zrezygnować, kiedy kilkakrotnie wyprowadziła nas do tej samej miejscowości. Pierwszy dzień zakończyliśmy po przejechaniu 90 km absolutnym sukcesem - znalezieniem fantastcznego noclegu w gospodarstwie mlecznym w miejscowości Griebenow.


Dzień 2: 22 sierpnia, 119 km

Griebienow - Rostock - (prom) - Gedser

Niemiec (wersja pełna: 600x406, 50 kB)

Drugi dzień niewiele różnił się od pierwszego, padało trochę mniej, ale jednak padało. Przekonani, że promy z Rostocku do Danii kursują przez całą dobę postanowiliśmy nie martwić się godziną dotarcia do Rostocku i nawet poświęcić trochę czasu na zwiedzenie tego pięknego ponoć miasta. Do celu dotarliśmy koło godziny 19:30 i szczęśliwie zapytaliśmy o drogę miejscowego sportowca. Bardzo prędko wczuł się w nasza sytuacje i postanowił doprowadzić nas do samego portu. Jego pomoc okazała się nieoceniona, za co serdecznie jeszcze raz mu dziękujemy, a to dlatego, że droga do portu prowadzi albo autostradą, na którą nie mieliśmy najmniejszego zamiaru wjeżdżać, albo opłotkami, które znają tylko miejscowi sportowcy. Mieliśmy szczęście - do portu dotarliśmy o godzinie 20:56, a prom odpływał o 21:00. Fatalna obsługa, błyskawiczny wjazd na pokład i … niezwykle przyjemna świadomość dokonania korzystnej transakcji - prom do Danii kosztował nas jedynie 10 DEM za osobę i rower! Ranek (wersja pełna: 600x397, 88 kB) 2 godziny absolutnego relaksu na promie przy chipsach i czekoladowych banankach pozwoliły nam, na spokojnie, ustalić plan działania po zejściu z promu (z pewnością nie na stały lad, ponieważ na stałym lądzie nie było nam dane znaleźć się jeszcze przez wiele dni - Dania to kraj, który składa się z ponad 400 wysp). Nieco po 23:00 dotarliśmy do miasteczka Gedser na południu wyspy Falster. Znaleźliśmy fantastyczny nocleg całkiem niedaleko ludzkich osiedli, jak się okazało nazajutrz rano, na podwórzu szkoły!


Dzień 3: 23 sierpnia, 78 km

Gedser - Nykobing F - (prom) - Udby

Rano, nie za wcześnie, wyruszyliśmy na północ. Nieśmiało zastanawialiśmy się, jak pięknie byłoby dotrzeć do najdalej wysuniętego na północ punktu Danii, półwyspu Skagen. Były to jednak plany bardzo odległe i postanowiliśmy na bieżąco zając się kontemplowaniem okolicy. A okolica była piękna. Pola usiane wiatrakami i przede wszystkim ścieżki rowerowe. Ścieżki tak fantastyczne, że aż trudno było nam uwierzyć, że stworzono je specjalnie z myślą o nas, rowerzystach. ZOO (wersja pełna: 600x402, 44 kB) Znajome panie w informacji turystycznej w Gedser obdarowały nas wielkodusznie (pomimo naszych wyraźnych protestów) masą ulotek, prospektów i mapek, z których niektóre służyły nam przez cały wyjazd i nadal służą, jako cenne pamiątki. Dotarliśmy do pierwszego większego duńskiego miasteczka Nykobing, zwanego również Nykobing F. Godny polecenia jest tam niewielki ogród zoologiczny (wstęp darmowy) oraz średniowieczna starówka. Z Nykobing udaliśmy się na północny wschód w kierunku wyspy Mon, którą mieliśmy przyjemność zwiedzić kolejnego dnia.


Dzień 4: 24 sierpnia, 63 km

Udby - Mons Klint - Udby - Kalvehave

Mons Klint (wersja pełna: 402x600, 39 kB)

Główną atrakcją wyspy są położone na jej wschodnim krańcu klify. Miejscami osiągają one wysokość prawie 150 m i rzeczywiście stanowią niezwykle spektakularny widok. My znaleźliśmy jeszcze jedna atrakcje w postaci pięknego pałacu otoczonego skansenem gromadzącym zabudowania pochodzące z rożnych krajów skandynawskich. Aura na wyspie okazała się jednak wyjątkowo mało sprzyjająca, zwłaszcza w czasie odwrotu. Nie tylko padało niemiłosiernie, ale również mieliśmy okazję poznać się bliżej z duńskimi wiatrami, które miały nas już nie opuścić do końca naszej wizyty. Dania jest wbrew pozorom krajem niezwykle pofałdowanym, co zawdzięcza przechodzącym wielokrotnie przez jej terytorium lodowcom. Sprawia to, że jeździ się po niej, jak po niewysokich, aczkolwiek bardzo gęstych górkach. Niby łatwo - trochę pod górę, ale potem z góry - ale nie w Danii. Tam nawet zjazd z góry nie przypomina zjazdu w polskich górach. Przekonaliśmy się o tym właśnie w drodze z Mon na główna wyspę Danii - Zelandię. Zjazdy z prędkością 10-15 km/h były możliwe tylko dzięki silnemu pedałowaniu, w przeciwnym razie wiatr wpychał z powrotem na górę. Dzięki ogromnemu wysiłkowi jeszcze tego dnia udało nam się dotrzeć na Zelandię.


Dzień 5: 25 sierpnia, 104 km

Kalvehave - Fakse - Koge - przedmieścia Kopenhagi

Po nocy spędzonej w lesie, będącym, jak większość nielicznych duńskich lasów, obiektem chronionym, rozpoczęliśmy piąty dzień wędrówki. Tego właśnie dnia odkryliśmy jedyną chyba niedogodność duńskich ścieżek rowerowych. Odległości miedzy kolejnymi miastami często bardzo się wydłużają, jeśli korzysta się ze ścieżek rowerowych. Plaża (wersja pełna: 600x393, 22 kB)Ścieżki, aczkolwiek o wiele cichsze i spokojniejsze od dróg samochodowych, prowadzą jednak zwykle nieco naokoło. Tak naprawdę ścieżki rowerowe prowadzą często rzadziej używanymi, węższymi drogami. Tego dnia dotarliśmy w okolice Kopenhagi, a noc postanowiliśmy spędzić niezwykle romantycznie - na plaży, przy świetle księżyca. Okazało się, niestety dopiero później, że nie był to najlepszy pomysł, a to dlatego, że, choć nie było wiatru, temperatura spadła do 4°C, a wilgoć panowała koszmarna. Niemożliwym było przespanie więcej niż 15 minut bez przebudzenia, aby z nadzieją sprawdzić na zegarku, czy można już wstać.


Dzień 6: 26 sierpnia, 76 km

Kopenhaga - Faro

Zamek (wersja pełna: 393x600, 39 kB)

Po takich przeżyciach przywitał nas jednak niesamowicie spektakularny wschód słońca nad Kopenhagą, do której niedługo potem dotarliśmy. Zwiedzanie stolicy zajęło nam wiele godzin, odwiedziliśmy znakomita większość zabytków zaproponowanych przez nasz przewodnik, łącznie z restauracją wegetariańską prowadzoną przez krisznowców, gdzie zjedliśmy pierwszy i, jak się później Kamienice (wersja pełna: 600x399, 56 kB)okazało również ostatni, ciepły posiłek podczas tej wyprawy. Bardzo interesującym obiektem jest Wolne Miasto Christiania zamieszkiwane przez buntowników opierających się wszelkim formom stołecznej administracji. Wyjeżdżając z Kopenhagi odkryliśmy kolejną fascynująca stronę duńskich ścieżek rowerowych. Bywa, że prowadzą one bezpośrednio wzdłuż autostrady. Oczywiście podobnie jak autostrada tak i ścieżki rowerowe prowadzące wzdłuż niej, krzyżują się z innymi szlakami komunikacyjnymi bezkolizyjnie.


Dzień 7: 27 sierpnia, 133 km

Frederiksvaerk - Hundested - (prom) - Overby - (prom) - Arhus - Lystrup

Prom (wersja pełna: 600x397, 57 kB)

Siódmy dzień w drodze to dzień prawdziwego wyścigu. Jego pierwszy etap przegraliśmy, ale odrobiliśmy na drugim. Wyścigi, zresztą nie tylko tego, ale i kolejnych dni odbywaliśmy ilekroć znaliśmy godzinę odpływania promu, którym mieliśmy ochotę popłynąć. A godziny kursowania promów warto znać. Przeważnie promy pływają regularnie, ale są od tego wyjątki. Arhus (wersja pełna: 395x600, 37 kB)Co więcej może się okazać, że na danej trasie kursuje tylko jeden prom na dzień, choć jest to bardziej prawdopodobne zimą niż latem. Pierwszy etap zakończyliśmy dojechaniem do portu w momencie, kiedy prom właśnie zamknął swoje podwoje. Drugi wygraliśmy zdążywszy z pięciominutowym zapasem. Godny uwagi jest zwłaszcza drugi prom, którym płynęliśmy. Dystans z Havnebyen do drugiego co do wielkości miasta Danii - Arhus, pokonał zaledwie w godzinę. Był to kolosalnych rozmiarów katamaran, który rozwinął na tym odcinku prędkość 85 km/h. Żebyśmy i my mogli tak jechać, to objechalibyśmy Danie w 3 dni zamiast 3 tygodnie. Arhus, w to słoneczne niedzielne popołudnie, okazało się miastem prawie całkowicie opustoszałym. Szczęśliwi jednak z powrotu na kontynent postanowiliśmy jechać dalej.


Dzień 8: 28 sierpnia, 114 km

Lystrup - Randers - Hadsund - Alborg

Chatka (wersja pełna: 391x600, 49 kB)

Mityczny cel, Skagen, wydawał się coraz bardziej realny. Dzieliło nas od niego nie więcej niż 2 dni drogi. Północ Danii okazała się bardzo rożna od tych części, przez które wcześniej przejeżdżaliśmy. Pastwiska zastąpiły pola uprawne, miejscowości stały się rzadsze, a nieliczne do wówczas lasy prawie całkowicie znikły. Wrzosowiska (wersja pełna: 600x405, 50 kB)Bardzo charakterystycznym obrazem na północy Danii są rozległe wrzosowiska, często rozciągające się na nadmorskich wydmach. Przejechaliśmy przez niezbyt ciekawe miasta przemysłowe, Randers i Aalborg, choć każde duńskie miasto jest jednak na swój sposób interesujące. Każde, nawet te przemysłowe, posiada średniowieczna starówkę, w której zobaczyć można 'domy szachulcowe', cokolwiek to znaczy (oczywiście będziemy niezmiernie wdzięczni, jeśli ktoś nam ten termin wytłumaczy).


Dzień 9: 29 sierpnia, 115 km

Orum - Sindal - Albaek - Skagen - Grenen - Skagen

Skagen (wersja pełna: 398x600, 29 kB)

Dziewiątego dnia późnym popołudniem dotarliśmy do celu. Dojechaliśmy do Skagen. Postanowiliśmy to uczcić uroczystą kolacją, na którą składać się miały przede wszystkim suszone truskawki. Jakiż był nasz zawód, kiedy zorientowaliśmy się, że nasze suszone truskawki, wcale nie są suche, a wprost przeciwnie, bardzo mokre. Skagen (wersja pełna: 600x398, 36 kB)Suszone truskawki okazały się być bowiem truskawkowym kisielem! Języka duńskiego nie nauczyliśmy się niestety do końca naszej ekspedycji. Niemniej jednak miejsce, w którym spotykają się wody Morza Północnego i Bałtyku okazało się być godnym celem naszej wyprawy. Od momentu, w którym je opuściliśmy, rozpoczęło się wracanie do Kraju. Choć zrazu niekoniecznie w kierunku poludniowo-wschodnim.


Dzień 10: 30 sierpnia, 138 km

Skagen - Tversted - Horring - Aabybro

Niebo nad Skagen (wersja pełna: 600x394, 30 kB)

Dziesiątego, jubileuszowego dnia na dobre rozpoczął się odwrót. Jak na odwrót przystało odbywał się w strugach deszczu. Niewiele jednak się to różniło od poprzednich dni. Ponieważ zażywanie kąpieli słonecznych w Danii okazało się niemożliwe, korzystaliśmy głownie z kąpieli deszczowych. Mimo iż zamiast zbliżać się do Kraju, oddalaliśmy się od niego, w duszy czuliśmy, że się zbliżamy. W drodze powrotnej chcieliśmy jednak godnie pożegnać Morze Północne, a w tym celu konieczne było udanie się na zachodnie wybrzeże Danii.


Dzień 11: 31 sierpnia, 162 km

Tranum - Oster - Torup Strand - Bulbierg - Thisted - Agger - (prom) - Thyboron - Harboore - Lemvig

Droga (wersja pełna: 600x394, 39 kB)

Do ostatecznego pożegnania z Morzem Północnym doszło jedenastego dnia ekspedycji. Najpierw pożegnaliśmy się z nim z poziomu klifów zamieszkiwanych w sezonie lęgowym przez mewy trójpalczaste. Dopiero potem, późnym popołudniem ostatni kawałek Morza pokonaliśmy promem (do którego oczywiście dotarliśmy w peletonie wyścigu, tym razem niestety przegraliśmy). Po zejściu z promu znaleźliśmy się w innym świecie - w małym, zagubionym amerykańskim miasteczku - Thyboron. Nieco zaskoczeni postanowiliśmy dokładniej mu się przyjrzeć i dopiero po odkryciu, że jednak, wbrew pozorom, jesteśmy wciąż w Danii, ruszyliśmy w dalszą drogę. Dzień okazał się nadzwyczaj uciążliwy. Przejechaliśmy ponad 160 km, a na miejsce noclegu dotarliśmy dopiero 2 godziny po zmroku. Sytuacja skomplikowała się dodatkowo, kiedy, już po zmroku popękał jeden z naszych bagażników firmy Tranz-X. Potem popękał jeszcze raz, ale po naszą opinię na ten temat odsyłamy do strony poświęconej sprzętowi.


Dzień 12: 1 września, 125 km

Lemvig - Holstebro - Havnstrup - Arnborg - Brande - Give

Pajeczyna (wersja pełna: 600x396, 37 kB)

Dwunastego dnia minęliśmy Legoland. Dyskusja na temat tego, czy odwiedzimy tą największą atrakcją turystyczną Danii trwała niemalże od początku naszej ekspedycji. Ostatecznie jednak przejechalismy obok, co więcej, szerokim łukiem. Dlaczego? Spróbujcie wyobrazić sobie dwa stare konie jeżdżące, zamiast rowerami, pociągami z klocków Lego, wśród zbudowanych z klocków miasteczek, zamków, a nawet Indian. Teraz sami wiecie, dlaczego. Poza tym nabieraliśmy coraz większego tempa w drodze do Kraju.


Dzień 13: 2 września, 118 km

Vejle - Fredericia - Harndrup - Skalbierg k/Odense

Kolejnego dnia wydarzyła się rzecz bardzo zaskakująca; w Vejle spotkaliśmy sporą grupę polskich kibiców, którzy przyjechali akurat na zawody żużlowców. Runy (wersja pełna: 600x398, 52 kB)Tego dnia po raz kolejny znaleźliśmy się na wyspach, tym razem na Fionii, wyspie nazywanej 'Ogrodem Danii'. Nazwa jest jednak nieco myląca, bo wbrew temu, co napisano w naszym przewodniku, wcale nie było na tej wyspie więcej ogrodów i sadów niż w innych południowych okolicach Danii. Może nawet było ich trochę mniej. Na Fionii znajduje się trzecie co do wielkości miasto Danii, Odense. W nim na świat przyszedł Hans Christian Andersen, a obecnie znajdują się 2 jego muzea. Obecnie, ponieważ za życia, nie spotkało go w tym mieście wiele dobrego. W związku z powyższym postanowiliśmy nie wspierać naszą wizytą Duńczyków, którzy żerują teraz na jego sławie i szerokim łukiem ominąć kolejny obiekt.


Dzień 14: 3 września, 178 km

Skalbierg - Brobyvaerk - Svendborg - Spodsbjerg - (prom) - Nakskov - Maribo - Nykobing F - Gedser

Las (wersja pełna: 600x392, 72 kB)

Nasza podroż nabierała tempa. Po raz pierwszy w historii ekspedycji udało nam się złapać wiatr boczny, a nie prosto w twarz. Mijając kolejne wyspy natknęliśmy się na niesamowite zjawisko w postaci kolosalnego mostu, który ni stad ni zowąd wyłonił się z morza. Zaskoczył nas całkowicie, ale ostatecznie udało nam się go pokonać. Potem czekała nas jeszcze tylko jedna przeprawa promowa, kilka mostów i ścieżka rowerowa przecinająca wyspę Lolland. Tak naprawdę ścieżka nie przecięła wyspy bezpośrednio, lecz trochę kluczyła. Dzięki temu mieliśmy przyjemność dokładniej poznać Lolland. Późnym popołudniem dotarliśmy do Nykobinga, zwanego również Nykobingiem F. (dla wyjaśnienia dodamy, że druga nazwa wynika z faktu, że nie jest on jedynym Nykobingiem w Danii, ale jedynym, który znajduje się na wyspie Falster). Tym sposobem zamknęliśmy pętle. Pozostało nam tylko dotrzeć do portu Gedser, skąd następnego dnia rano popłynęliśmy prosto do Rostocku.


Dzień 15: 4 września, 154 km

Gedser - (prom) - Rostock - Sarnow

Ostatni nocleg w Danii spędziliśmy dokładnie w tym samym miejscu, w którym pierwszy. Rano nie obudził nas jednak, tak jak poprzednim razem, dziecięcy szczebiot, a to przede wszystkim dlatego, że wstaliśmy nieco Cień (wersja pełna: 600x393, 29 kB)po trzeciej. Dospawszy na promie, w Niemczech znaleźliśmy się tuż po szóstej rano. Drogę z portu do Rostocku, dobrze nam już znaną, pokonaliśmy bez najmniejszego kłopotu, ale gwałtownie obudziliśmy się z pięknego duńskiego snu. W Niemczech raczej nie mieliśmy co liczyć na pierwszeństwo, ani na kulturalne minięcie. W pierwszej chwili szok, ale z czasem można się przyzwyczaić. Pierwsze relaksacyjne zakupy i odkrycie, jak bardzo tanim krajem są Niemcy, poprawiły nam jednak humory. Ruszyliśmy w drogę do Kraju.


Dzień 16: 5 września, 113 km

Sarnow - Altwarp - (prom) - Nowe Warpno - Szczecin

Szesnastego dnia rano, podobnie zresztą, jak piętnastego wieczorem, od granicy dzieliło nas już tylko 50-60 km. Dotarliśmy do Altwarp nad Zalewem Szczecińskim, skąd pływają promy do Nowego Warpna i Świnoujścia. Promy zaopatrzone są w sklepy wolnocłowe i to one stanowią główną 'atrakcję' w okolicy. Okazało się, że naprawdę nieliczni pasażerowie promu zeszli wspólnie z nami na ląd w Nowym Warpnie. Zdecydowana większość rozkoszowała się piękna pogodą oczekując w kolejce na kolejne otwarcie sklepu. POLSKA. Przywitała nas Puszczą Wkrzańską, 50 km do Szczecina, prawie ciągle przez las. Tym samym nasza ekspedycja coraz bardziej zbliżała się ku końcowi. Odwiedziliśmy znajomych, skonsumowaliśmy polskie ciastka. Dzień, dwa później w pociągach do Łodzi i Krakowa po raz pierwszy na spokojnie mogliśmy zastanowić się nad nasza ekspedycją. Mogliśmy z całą stanowczością stwierdzić, że okazała się ogromnym sukcesem.




Wstęp  |   Sprzęt  |   Dania  |   Trasa  |   Jechanie  |   O nas