Strona główna Ekipa Wyprawy Porady Linki Projekty Galeria

   EKSTREMA.NET » Wyprawy » Bułgaria 2009

Relacja z wyprawy w Riłę, Pirin i nad jezioro Ohrydzkie

Bułgaria, Macedonia 16 lipca - 14 sierpnia 2009

«    1  ·  2  ·  3  ·  4  ·  5  ·  6  ·  7  ·  »

DZIEŃ 1

Niedziela, 26 VII 2009 (ekipa A)

Kraków przejazd przez Słowację WiedeńBudapeszt
przejazd przez Serbię Sofia

Czas rozpocząć kolejną przygodę. Relacja być może powinna się zacząć wczoraj, ale Wysoka Komisja podjęła decyzję, by pisanie tego dziennika rozpocząć właśnie 26 lipca. Powód był jeden, ale bardzo konkretny - to właśnie dzisiaj cała nasza ekipa znalazła się w podróży. Droga do Bułgarii dla mnie i dla Aśki z Łukaszem rozpoczęła się wczoraj. Na dworcu PKS w Krakowie spotkaliśmy się z Kubą i Przemkiem, którzy przyszli nas pożegnać. Umówiliśmy się w Sofii za dwa dni. My bardzo chcieliśmy poczuć klimat stolicy Bułgarii, dlatego wyruszyliśmy trochę wcześniej, by potem już z resztą ekipy wyruszyć razem w góry. Ale zacznę od początku. Jedziemy liniami Ecolines. Bilety wcześniej kupujemy przez Internet (bilet normalny - 238 zł, a ze zniżką ISIC - 214 zł). Autobus startował w Rydze, więc nie zdziwiło nas jego godzinne spóźnienie w Krakowie (planowy odjazd 12:40). Podobno zdarza się poślizg 8 godzin, więc nikt nawet nie śmiał narzekać. Trasa rejsu wiodła przez Czechy, Słowację (Bratysława), Austrię (Wiedeń), Węgry (Budapeszt), Serbię. Na granicy serbsko-bułgarskiej celnicy kazali powyciągać wszystkie bagaże. Widząc jednak nasze ogromne plecaki, podarowali nam ich rozpakowywanie. W Sofii byliśmy ok. 14:10. Nocleg w Hotelu "Guliver" kosztował 10 _. Warunki wspaniałe - pokój 3-osobowy z lodówką i telewizorem, kawa, herbata, woda za darmo.
Dobytek zostawiamy w pokoju i idziemy oglądać stolicę. Pierwsze wrażenie zaraz przy wjeździe do miast nie było dobre. Pełno śmieci, wielkie slumsy na peryferiach Sofii - jednym słowem "brud, smród i ubóstwo". Centrum miasta jest na szczęście śliczne: ogromna cerkiew Aleksandra Newskiego rzuciła nas na kolana. Inne cerkwie poukrywane były między nowym budownictwem - perełki wśród szpetnych bloków. Zwiedziliśmy meczet (4 lewy) - oczywiście ściąganie butów obowiązkowe, a do tego, z czym się wcześniej nie spotkałam, kobiety muszą zakładać śmieszne ubrania, które wyglądają jak zielone fartuchy, tyle że z kapturem i długimi rękawami - jednym słowem zakrywały wszystko. Zobaczyliśmy łaźnię miejską, pełną ludzi, wszyscy z butlami pięciolitrowymi nabierają ciepłej źródlanej wody. Mimo niedzieli targowiska były czynne. Kupno arbuza obowiązkowe. Nigdzie nie smakuje tak wspaniale jak na południu. Na godz. 18 idziemy na mszę w kościele św. Józefa w języku bułgarskim (polska była o 9:00).

Anka

DZIEŃ 1

Niedziela, 26 VII 2009 (ekipa B)

KrakówChyżne przejazd przez SłowacjęBudapeszt

O 16:00 zjawiamy się na dworcu PKS w Krakowie. Jędrek i Marcin są tu już od dłuższego czasu. Tu historii nie było. Autobus przyjechał punktualnie i już o 16:55 wyjeżdżaliśmy z dworca. Autokar był pełen ludzi udających się do Sofii. Część podróżnych jechała do Budapesztu. Pierwszy postój mamy na stacji benzynowej w Spytkowicach w drodze do Chyżnego. O puszczamy nasze Beskidy przy nisko świecącym Słońcu. Na Słowacji wita nas już mrok. Nie zatrzymujemy się na żadnym z planowanych postoi: ani w Bańskiej Bystrzycy, ani w Zwoleniu. Jedyny postój ma miejsce przy knajpce za Zwoleniem. Ceny podane w euro wyglądają tu jakoś dziwnie. Kolejny postój, już planowy, to Budapeszt. Wysiada kilku pasażerów siedzących w naszej okolicy. Przeprowadzam szybką akcję zajęcia miejsc z tyłu, dzięki czemu mogę się położyć prawie na trzech siedzeniach i w miarę komfortowo przespać noc. Węgry przejeżdżamy jeszcze szybciej niż Słowację, z jednym postojem.

Kuba

DZIEŃ 2

Poniedziałek, 27 VII 2009 (ekipa A)

Sofia

Dzień pod znakiem zwiedzania sofijskich parków, które jednak trochę nas rozczarowały. Ścieżki owszem są, ale wszystko zarośnięte, pełno wysokich traw i chaszczy. Zaniedbane. Na placach zabaw panuje wszechobecna rdza. Na ulicach pełno bezdomnych kotów i psów. Wracamy do hotelu po plecaki. Na 13:30 jesteśmy umówieni na dworcu autobusowym z resztą ekipy.

Anka

DZIEŃ 2

Poniedziałek, 27 VII 2009 (ekipa B)

Budapesztprzejazd przez SerbięSofia

Podróż przebiega sprawnie. Granicę węgiersko-serbską pokonujemy właściwie bez czekania w kolejce. Przed wyjazdem zaopatrzyliśmy się w poduszki z ikei za 3.90 zł, więc spało się super. Polecam. Na moment obudziłem się o świcie, gdy akurat przejeżdżaliśmy przez most na Dunaju. Potem usnąłem znowu.
Jadąc przez Serbię, aż do Niszu podróżujemy autostradą. Na tym odcinku zaliczamy jeden postój. Na nim kierowca autokaru mierzy poziom benzyny w baku... patykiem(!). Podobny rytuał obserwowaliśmy już na postoju w Spytkowicach. Po wyjęciu kija, kierowca wykonuje na nim nacięcie w miejscu gdzie patyk staje się mokry.
Pomiędzy Niszem a Pirotem zatrzymujemy się na chwilę. Autokar opuszcza tylko kierowca, aby za chwilę powrócić z zakupioną w sklepiku torbą z wagonami papierosów. Przed granicą z Bułgarią zatrzymujemy się tylko na WC. To w sklepiku jest płatne, a to niepłatne jest tak zasyfione, że nie da się do niego wejść. Pozostaje rozwiązanie trzecie - natura.
W Sofii jesteśmy 15 minut przed czasem, czyli o 13:15 (czas lokalny). Niemal od razu spotykamy Siostry i Łukasza. Rozpoczynamy naradę nad dotarciem do Monastyru Rilskiego.

Kuba

DZIEŃ 2

Poniedziałek, 27 VII 2009 (ekipa A+B)

SofiaDupnicaRilski Monastyr

Opcje są dwie. Pierwsza - jedziemy na dworzec zachodni w Sofii, skąd koło godz. 18 odjeżdża autobus do miejscowości Riła. Problem będzie, jeśli się okaże, że autobus jednak nie pojedzie (pamiętamy, to jest Europa Środkowo-Wschodnia). Wtedy szansa, że wykorzystamy opcję drugą - pociąg jadący z dworca centralnego o 15:32 do Petricz - będzie niewielka. Nie ryzykujemy, czekamy na pociąg. Podczas półtoragodzinnego oczekiwania kupujemy bilety do Dupnicy, przez którą powinien przejeżdżać także wyżej wspomniany autobus. Spędzanie czasu na dworcu kolejowym w Sofii uprzyjemniamy sobie popijaniem piwa pod czujnym okiem policji. Bułgaria to kolejny ucywilizowany kraj, niezabraniający kulturalnego picia alkoholu w miejscach publicznych. Marcin kupuje kamenicę za 1.50 lewa, ale piwo ma bardzo specyficzny posmak puszkowego aluminium. Co do zagorki i szumenska (oba za 2 lewy), które nabyłem z Łukaszem, zdania były podzielone, ale posmaku już nie było. Termometry w Sofii pokazują 25 st. C. Na szczęście nie trafiliśmy na falę ponad 35-stopniowych upałów, która miała tu miejsce parę dni temu.
Pociąg odjeżdża punktualnie. Zajmujemy 2 ostatnie przedziały. Oglądamy Sofię od tyłu - w oczy rzucając się głównie góry śmieci na nasypach kolejowych. Poza tym wielka płyta, parę nowych osiedli - miasto jak miasto. Podróż przypomina jazdę pociągiem rumuńskim: prędkość średnia poniżej 40 km/h, a okna same się zamykają. Konduktor świetnie wpasował się w klimat. Chudy, wysoki, z oczami sugerującymi niedawne przebudzenie i z "niewkosaną" służbową koszulą.
Punktualny przyjazd nie mógł być możliwy przez niewyjaśniony postój i dziwne manewry maszynisty na jednej ze stacyjek. Koło 18 wylądowaliśmy w Dupnicy. Na pierwszy rzut oka zdawać by się mogło, że jesteśmy w dupie, ale szybko namierzyliśmy "awtogarę" i znaleźliśmy autobus jadący tylko do Riły, odjeżdżający za godzinę (bilet za 4 lewy, a do Rilskiego Monastyru za 5.50). Fajnie by jednak było dostać się od razu do monastyru. Podchodzimy do taryfiarzy (swoją drogą dziwne, że oni nie podeszli pierwsi, jak to do tej pory nam się w różnych miejscach zdarzało). Zaproponowali cenę 60 lewów/auto, razem z bagażami. Całkiem znośnie. Gdy poszedłem z Kubą powiadomić resztę o tej opcji, taksówkarze odebrali to jako naszą rezygnację i podeszli z lepszą ofertą - 55 lewów/auto. No to w drogę. Szybki zakup półtoralitrowych zagorek i już pakujemy plecaki do bagażników dwóch żółtych kombi. Droga wyglądała całkiem porządnie. Żeby nie mieć kompleksów, pozostaje mieć nadzieję, że nie wszystkie tu są takie.
Koło 19 byliśmy w Rilskim Monastyrze. Jakby to opisać... zespół drewnianych budynków klasztornych z dużym dziedzińcem. Większość budynków posiada wielokondygnacyjne loggie. Po okolicy krążą brodaci mnisi w otoczeniu psów i kotów. Można tam przenocować, ale za 15 euro za pokój z łazienką albo za 10 euro za spanie na podłodze. Dzięki, idziemy na kemping. Wybraliśmy kemping "Bor", bo był bliżej. Nocleg jednej osoby w namiocie kosztuje 7 lewów. Sporo, ale przynajmniej ciepła woda była pod prysznicem. Warunki były jednak typowo kempingowe, np. w męskim odkręcenie nieodpowiedniego kurka powodowało wygenerowanie silnego strumienia zimnej wody, prostopadle do płaszczyzny ściany, na wysokości pępka albo gorzej - niżej, zależy jaki kto wysoki. Ogniska nie pozwolili nam zapalić. Po kolacji zasnęliśmy ok. godz. 23.

Przemek

«    1  ·  2  ·  3  ·  4  ·  5  ·  6  ·  7  ·  »


© 2008   –   Zespół EKSTREMA.NET