Strona główna Ekipa Wyprawy Porady Linki Projekty Galeria

   EKSTREMA.NET » Wyprawy » Rumunia 2007

Relacja z wyprawy w Góry Fogaraskie, Iezer-Păpuşa, Piatra Craiului i nad Morze Czarne

Rumunia, 4-25 sierpnia 2007

«    1  ·  2  ·  3  ·  4  ·  5  ·  6  ·  7  ·  8    »

DZIEŃ 18

Wtorek, 21 VIII 2007

MamaiaKonstanca (Constanţa) → Mamaia

Leniwie i bez pośpiechu zaczęliśmy się budzić przed 7, wypadając z reżimu górskiego, a wsiąkając w rytm kempingowy, gdzie życie nie zaczyna się wcześniej niż o 8...
Śniadanie zjedliśmy na plaży, brodząc po kostki w wodzie, szukając muszli i gapiąc się na morze. Zaplanowaliśmy na dziś zwiedzanie Konstancy. Wzięliśmy stroje kąpielowe na wypadek, gdyby zachciało nam się wrócić piechotą po plaży te kilkanaście kilometrów, które dzielą nasz kemping od miasta.
Na busa nie musieliśmy długo czekać – zaraz podjechał niskopodłogowiec, który dowiózł nas na B-dul Alexandru Lăpuşneanu, ale jeszcze dość daleko od centrum. Nie chcąc płacić za kolejny autobus, poszliśmy piechotą, skręcając wkrótce w B-dul Tomis. Ta część miasta to raczej nowe osiedla i zabudowania, jakieś parki, dużo drzew wzdłuż ulic, dających ożywczy cień we wzmagającym się upale, mnóstwo aptek (!!) i jeszcze coś, co utkwiło nam w pamięci – naprzeciwko szpitala maleńki sklepik z ciepłymi jeszcze bułeczkami drożdżowymi o niewiarygodnym smaku. :) Palce lizać.
Piaţa Ovidiu położony u wlotu do starej części miasta robi wrażenie chaosu i bałaganu: po prawej gmach Muzeum Historii i Archeologii z zabytkami z czasów greckich i rzymskich, na środku pomnik Owidiusza, po lewej rudery, z tyłu stragany z pizzą, a przez to wszystko puszczony ruch samochodowy, zupełnie szalony i nie zachowujący żadnych chyba przepisów...
W pobliskiej Agenţii de Voiaj CFR kupiliśmy bilety powrotne na kombinację 2 osobówek i acceleratu, które w piątek dowiozą nas do Sygietu.
Muzeum okazało się trochę zbyt drogie jak na nasze możliwości (10 RON), więc poszliśmy do meczetu Moschee, gdzie za 2 leje (studencki) można wspiąć się po kręconych schodach na 47-metrowy minaret, by podziwiać z niego panoramę miasta. Tylko tak naprawdę nie za bardzo jest co podziwiać... Z góry jeszcze lepiej widać było to, co rzuciło się nam w oczy już z dołu – piękne i ciekawe obiekty są jak perełki w ogólnym bałaganie i ruinie. Obok pięknych kościołów – sypiące się rudery, obok bogatych deptaków – śmierdzące i brudne uliczki, obok bogatych turystów – cygańskie dzieci, bawiące się znajdowanymi pod nogami śmieciami, jakby to były najnowsze klocki lego, czy transformersy... Ładnie widać wszystkie te obiekty, które warto zobaczyć też z bliska: kościoły św. Antona i Nicolae, katedrę ortodoxa Piotra i Pawła, Kasyno, oba porty: jachtowy i towarowy.
Po zejściu z wieży musieliśmy trochę poczekać na zwiedzenie meczetu, bo schła podłoga i nie wpuszczali. W sumie nic specjalnego. Dalej poszliśmy smrodliwą Str. Nicolae Titulescu do kościoła św. Antona, który, choć nowy (1935-37), urzekł nas swoją surową bryłą. Str. Ovidiu doprowadziła nas na wybrzeże i do pomnika inż. Anghela Saligny, konstruktora mostu w Cernavodă. Park Archeologiczny to po prostu kawałek trawnika z fundamentami greckich domów mieszkalnych i skrzyżowaniem 2 ulic.
To, co zobaczyliśmy potem, przeszło nasze najśmielsze oczekiwanie i dla mnie było najwspanialszym wrażeniem z całego pobytu w Konstancy. Kościół Piotra i Pawła. Półmrok, świece i dyskretne lampki, wyważona kolorystyka, trochę złotych zdobień, mnóstwo relikwii, snop światła wpadający przez otwarte okienko w kopule i przecinający ciemność jak coś materialnego. A do tego wszystkiego muzyka – spokojna, nieco monotonna, ze śpiewem, budująca wspaniały nastrój. Uczta.
Niedaleko nad morzem stoi ciekawy gmach Kasyna, a w pobliżu akwarium, do którego zresztą nie poszliśmy, bo drogo... (14 RON / 7 RON).
Deptak wzdłuż wybrzeża doprowadził nas do Portu Tomis i molo. Ludzie opalają się na jakichś skrawkach piasku przy falochronie, jakby im się nie chciało przejść 100 metrów dalej na ładną plażę... Katastrofa. :) Żarcie w knajpkach plażowych dość drogie i niepewne, więc ruszyliśmy z powrotem na Tomis, gdzie wypatrzyliśmy parę dość tanich pizzerii. Z Kubą i Przemem zamówiliśmy 3 duże pizze: Neopolitanę, Rusticę i Salaminę, każda po 9 lei, całkiem spora i obfita jak na tę cenę. Najedliśmy się i wszyscy byli zadowoleni. :)
W drodze powrotnej na busa zrobiliśmy jeszcze zakupy w supermarkecie, na straganie dołożyliśmy do tego arbuzy i heja na 23, który zawiózł nas pod sam kemping.
Po zjedzeniu arbuzów i sjeście ruszyliśmy na plażę, żeby się pławić w morzu, opalać, wygrzewać. Było już dość późno, bo po 17, ale do 19 nie schodziliśmy z piachu. Wieczorkiem jeszcze mamałyga z bryndzą, agresywnie śmierdzącą kozami, owcami niemytymi, ciobanizną... Fuj! :) I do tego pogawędki przed namiotami na deser.
Natalia

DZIEŃ 19

Środa, 22 VIII 2007

Mamaia

Dzisiejszy dzień przeznaczamy na obijanie się. Rano wstajemy obejrzeć wschód słońca, a więc wcześnie, o 5:45. Słońce wschodzi ok. 6:20. Widok OK, ale byłoby ładniej, gdyby nie warstwa chmur nad horyzontem.
Wracamy na campsite i jemy śniadanie, a potem wielkie byczenie na plaży. Słońce grzeje mocno. Aby sobie urozmaicić nudne plażowanie, idziemy na spacer w kierunku Năvodari. Plaże nie są tak ładne jak nasze. Po powrocie jemy na obiad mamałygę. Popołudnie przeznaczamy na przejście w stronę Constanţy w poszukiwaniu sklepów. Niedaleko od naszego kempingu są 2 supermarkety i targowisko z różnymi rupieciami i owocami. Kupujemy, co nam potrzeba. Ceny są tu nieco wyższe niż np. w Constanţy, nie porównując z Ploieşti. Wracamy na Camping „S” plażą, między innymi przez odcinek nudystów. Do wieczora nic ciekawego się nie wydarzyło.
Kuba

DZIEŃ 20

Czwartek, 23 VIII 2007

MamaiaKonstanca (Constanţa) → Mamaia

Ale nudno. Zanosi się na kolejny upalny dzień, w którym będziemy cierpieć na bezczynność. Co zrobić, bilety już kupione na jutro, trzeba to jakoś przeboleć.
Najwięksi twardziele, czyli wszyscy poza mną, poszli oglądać kolejny, ponoć wspaniały, wschód słońca. Żeby nie tracić całego dnia na leżenie, szukanie muszli i taplanie się w słonej wodzie, bogatej w krabiki i odrażające meduzy, wybrałem się z Natalią i Kubą na pieszy spacer do Konstancy. Plażą szło się dość przyjemnie aż do momentu, gdy zrobiła się zbyt europejska. Przejście wybrzeżem graniczyło z cudem, ręczniki i leżaki sięgały samej wody. Tłum ludzi zmusił nas do wyjścia na betonowy deptak. Stamtąd trafiliśmy na boczne ulice miasta, które doprowadziły nas do B-dul Tomis. Przed południem w naszej upatrzonej piekarni wybór był mizerny. Dalej, tuż przed Piaţa Ovidiu chcieliśmy skorzystać z kafejki internetowej, był tam jednak tylko szyld. Celem naszej pieszej wędrówki był dworzec kolejowy. Doszliśmy doń przez Str. Ştefan cel Mare, wyłączoną z ruchu kołowego. Na skrzyżowaniu ulic B-dul 1 Decembrie 1918 i B-dul Ion I.C. Brătianu przypadkiem znaleźliśmy internet. Opatrzność czuwa. Okazało się, że autobus Sambor-Przemyśl nie kursuje w niedziele. Nieźle byśmy umoczyli, wysiadając w Samborze zamiast we Lwowie...
Bus nr 23 dowiózł nas spod dworca pod sam kemping. Piesze przejście tego odcinka mogę polecić tylko osobom skrajnie znudzonym pobytem nad morzem – zajmuje ono ok. 5 godzin.
Po południu dosmażyliśmy nieopalone fragmenty naszych ciał. Najwięksi twardziele (wiadomo, beze mnie) poszli też pływać. Podobno woda była gorąca. Trudno się dziwić, skoro był to najbardziej upalny dzień naszego pobytu w Rumunii. Ci sami poszli jeszcze na wieczorny spacer po plaży. Mnie zadowolił bergenbier ice. Perspektywa 3-dobowego powrotu do domu koleją żelazną szybko nas uśpiła.
Przemek

«    1  ·  2  ·  3  ·  4  ·  5  ·  6  ·  7  ·  8    »


© 2008   –   Zespół EKSTREMA.NET