Chorwacja zawsze kojarzyła mi się z pogodnym i luźnym nastawieniem – tak
w istocie było podczas kilku czerwcowych dni, które spędziłem w Puli i okolicy.
Z pewnością warte kilku chwil jest samo miasto dobrze pamiętające rzymskie
czasy z wielkim colloseum pośrodku i kilkoma bramami sprzed 20 wieków, ale
równie atrakcyjne są tereny wypoczynkowe, pamiętające jeszcze czasy socjalizmu,
jednak obecnie zdecydowanie bogatsze niż Polskie. Bogactwo i różnorodność
dotyczy także okazów fauny morskiej, jakie można zaobserwować dysponując
rurką do oddychania w odległości zaledwie kilku metrów od brzegu. Oprócz
Puli i niedrogiego wina na Istrii jest jeszcze wiele innych atrakcji: miasteczko
Rovanij położone na wychodzącym w morze wzgórzu z katedrą pośrodku jest jakby
echem niedalekiej Wenecji – może kiedyś mieszkali tu tacy sami ludzie? Na
Istrii jest też fiord – głębokie wcięcie morza o kształcie klina i stromych
brzegach nie przypomina wprawdzie groźnych fiordów północy, ale zważywszy
szerokość geograficzną – fiord jest atrakcją. Aby nie zapomnieć o podniebieniu
skorzystałem z zaproszenia na bankiet, który został zorganizowany w konwencji
wiejskiego wesela z południowej Polski. A więc obowiązkowo – kapela i nawet
przeboje były te same, choć śpiewane w innym języku. Drewniana karczma, jedzenie
z grilla, wino na stole, wszyscy tańczą – nie pamiętam już kto z kim...
Następnego dnia wyruszam na wycieczkę do Jezior Plitvickich. To tu, w tej
pięknej krainie kręcono Winnetou, to tu rozpoczęła się wojna bałkańska lat
90-tych. Po drodze mijamy spalone domostwa, budynki w miasteczkach noszą
ślady kul. Przewodnik nie chce mówić po rosyjsku, chociaż wśród uczestników
jest kilku Rosjan nie mówiących po angielsku. Nie chce, bo teraz już nie
musi. Wreszcie jeziora – są piękne i warte sześciogodzinnej jazdy. Kolejny
dzień to wyprawa do Słowenii do jaskiń Postojnych, gdzie wjeżdża się kolejką
długim na 2 km korytarzem. Sama jaskinia jest imponująca – trochę zbyt szybkie
jest tempo zwiedzania. Wewnątrz płynie rzeka, są ścieżki i jeziora, oczywiście
twory typowe dla każdej jaskini: stalaktyty i stalagmity. W drodze powrotnej
do Puli odwiedzamy jeszcze Lipicę – słynną od 300 lat stadninę koni. A ponieważ
Lipizaner kojarzy się raczej z Wiedniem Franciszka Józefa skojarzenie tych
stron z południową Polską jest automatyczne. Oglądając pokaz paradnego ujeżdżania
i przysłuchując się słoweńskiej mowie trudno się oprzeć wrażeniu, że wspólna
Europa już kiedyś była, może nawet nie raz... Takie wrażenie miałem po raz
drugi, gdy w przerwie między kolejnymi lotami spacerowałem po Zagrzebiu.
To piękne miasto, podobnie jak Kraków rozkwitało na wzór Wiednia i dlatego
dziś odnaleźć tu można Teatr Słowackiego, pomnik Mickiewicza, ale także praską
Małą Stranę. Oczywiście te miejsca w Zagrzebiu mają swoje nazwy i tylko mieszkaniec
Krakowa, czy Pragi stanie zdumiony odnalazłszy tu swoje kąty...
|
|