Strona główna Ekipa Wyprawy Porady Linki Projekty Galeria

   EKSTREMA.NET » Wyprawy » Rosja 2008

Relacja z wyprawy w Ałtaj – Pasma Północnoczujskie i Kurajskie

Rosja, 16 lipca – 23 sierpnia 2008

«    1  ·  2  ·  3  ·  4  ·  5  ·  6  ·  7  ·  8  ·  9  ·  10    »

12 VIII 2008, wtorek: DZIEŃ 28

Wielkie lanie II

„Krowia Dolina” (2200) → dolina Kubadru (1680)

→ 8.0 km↑ 0 m↓ 520 m

Niewiele dziś możemy powiedzieć na temat kolorystyki nieba podczas wschodu słońca. Od 6 rano po prostu – dog in the fog. Mgły zasnuły szczelnie całą dolinę, ale zejście w dół było całkiem realne ze względu na brak deszczu. Przed 9 ruszyliśmy w stronę chaty pasterskiej z nadzieją, że stamtąd do doliny Kubadru będzie prowadzić jakaś dróżka – w końcu krowy jakoś musiały tu wejść. I rzeczywiście, patrząc zgodnie z kierunkiem potoku, po jego lewej stronie, przez las biegła wyraźna ścieżka. W porównaniu z podejściem, jakie sobie zafundowaliśmy dwa dni temu drugą stroną potoku, dziś sunęliśmy autostradą. Wywracając się nieco na wyślizganych korzeniach dotarliśmy bez strat do Lewego Kubadru dokładnie w to samo miejsce, z którego rozpoczęliśmy wyrypę przedwczoraj. Aby dostać się do ścieżki prowadzącej do Ust'-Ułaganu, musieliśmy przekroczyć dwa potoki. A zatem „ściągać spodnie, ściągać majty” i do wody. Z Lewym Kubadru nie było problemu – 1:0 dla nas [foto]. Po przejściu kolejna zmiana stroju na leśno-szturmowy. Do Prawego Kubadru dotarliśmy szybko. Tu już był problem – nad potokiem leżało częściowo odarte z kory drzewo. Tylko Jędrek po nim przeszedł. Dla tego chłopaka nie ma przeszkody, której by nie pokonał. Mógłby pracować w cyrku. A reszta, cóż, „ściągać buty, ściągać rajty”. Opierając się o kłodę, jakoś przeszliśmy. Teraz już nic nie powinno nas zatrzymać. Ok. 11 zaczęło padać, najpierw mżawka, a po chwili już regularny, choć niezbyt silny deszcz. Trochę udało się ujść, ale pierwsze potencjalne miejsce biwaku zostało entuzjastycznie, choć nie przez wszystkich, zaakceptowane. Rozbicie namiotów w deszczu nie należy do przyjemności, ale na przerwę w pompie się nie zanosiło.

O 13 rozpoczęła się wielka nuda, przerywana piciem i jedzeniem w ilościach nieznacznych oraz grą w państwa-miasta (dzisiejsze kategorie: państwo, miasto, marka samochodu, rzeka, wykonawca muzyczny, ssak, dyscyplina sportowa i szczyt). Gdy dopadała potrzeba fizjologiczna, trzeba było się przemóc: rozebrać się do majtek (aby nie moczyć suchych ubrań), założyć zimne i mokre sandały i wejść w trawę przy ciągłym bombardowaniu zimnymi kroplami deszczu. Kuba stwierdził, że był to najnudniejszy dzień w jego życiu. Był gotów dać 200 zł, żeby mieć teraz w namiocie przed sobą telewizor z transmisją z olimpiady w Pekinie.

Gdy deszcz nieco zelżał po 18, pobiegłem z Kubą po wodę do odległego o 3 minuty Kubadru. W przeciwdeszczowych pałatkach wyglądaliśmy jak leśne gestapo. Na ścieżce pojawiło się mnóstwo kałuż, których wcześniej nie było – nie jest to dobra prognoza na jutro. Wróciliśmy i znowu zaczęło lać. Założyliśmy po liofilu i po godzinie nudy poszliśmy spać. Jutro trzeba będzie zacisnąć zęby i bez względu na warunki zejść najniżej, jak się da. Dramat.

Przemek

13 VIII 2008, środa: DZIEŃ 29

Ku słońcu

Dolina Kubadru (1680) → dolina Kubadru (1350)

→ 13.8 km↑ 60 m↓ 390 m

Dzień z serii 1000 i jednej kałuży. Rano każdy wstał, kiedy chciał. :) Na szczęście już w nocy przestało padać. Ci, którzy wstali razem z jutrzenką, mówili, że było widać błękitne niebo, ośnieżone szczyty i szron przy rzece. O 8:00 jednak znowu się zasnuło i było po staremu. Nie było litości – trzeba szybko się zbierać i uciekać doliną w dół. Najpierw śniadanie, jeszcze siedząc w śpiworze, żeby się dogrzać i trochę dopieścić, a potem pakowanie. Na koniec rzecz najgorsza, czyli zakładanie mokrych butów. Różne były na to metody: od stosowanie folii NRC jako skarpetek zewnętrznych – czyli „na kosmitę”, suchych skarpet i na to worków – czyli „na workowca”, aż po brutalne zakładanie mokrych skarpet i mokrych butów „na pierwotniaka” – wrrr! Gdy na moment wyszło słońce, wybiegliśmy jeszcze na pobliską polanę, targając za sobą cały majdan i rozwieszając po krzakach pałatki, tropiki, ręczniki – wszystko co się dało [foto]. Na niewiele się to zdało, bo niedługo po naszych manewrach znowu przyszły chmury i nie pozostało nic innego, jak wyruszyć. Poszliśmy [foto]. Pierwszy oczywiście strącał sobą całą wodę z liści, gałęzi i tego co zasłaniało ścieżkę (i o ile nie miał spodni nieprzemakalnych, to chłonął wszystko biednymi szmaciakami), a ostatni... ostatni miał najlepiej! Szliśmy dobrze wydeptaną ścieżką, co rusz przeskakując kałuże [foto]. Była ich niezliczona ilość, cały wachlarz kształtów i głębokości. Przechodząc przez podmokłe łąki, ćwiczyliśmy utrzymywanie równowagi na kłodach. Gdyby nie one, byłoby nieciekawie. Fałszywy ruch i wiadomo, jaki byłby finał. Przecinające ścieżkę potoki udało się przekraczać bez konieczności zakładania sandałów. Kończyło się na skakaniu z kamienia na kamień lub przeskakiwaniu całego potoku, ot tak. Ok. 13:30 zaczęliśmy wychodzić z chmur, a niżej w dolinie słońce świeciło jakby nigdy nic. O 14:20 dotarliśmy do drogi łączącej Aktasz z Ust'-Ułaganem. Zatrzymaliśmy się, żeby coś zjeść i wysuszyć mokre rzeczy. Buty przytroczyliśmy do plecaków i w sandałach ruszyliśmy asfaltem do Ułaganu [foto]. To był ostatni dzień użytkowania butów.

Namioty rozbijamy 4 km od cywilizacji [foto]. Drzewa wspaniale tłumią szum aut, więc nie jest on już tak dokuczliwy jak na początku. Po tylu dniach spędzonych w ciszy dźwięk przejeżdżających samochodów wydawał się niesamowicie głośny i świdrujący dla oczyszczonego umysłu. Niedaleko polany, na której stacjonujemy, płynie potok, więc jest wszystko, czego nam potrzeba. Wieczorem rozpalamy ognisko. Do późna toczą się nocne Polaków rozmowy.

Anka

14 VIII 2008, czwartek: DZIEŃ 30

Ułagańskie wielkie żarcie

Dolina Kubadru (1350) → Ust'-Ułagan (Усть-Улаган, 1240) → potok Mały Ułagan (Маленький Улаган, 1260)

→ 14.6 km↑ 40 m↓ 130 m

Przebudzenie... Patrzę na telefon, 01:23... Czemu ja się budzę w środku nocy? Przewracam się na drugi bok, zimny bok... Znowu przymrozek. :) Dotykam tropiku – gruba warstwa szronu. Po ubraniu polaru śpię aż do rana.

Pobudka standardowa, koło 6:30, a później pakowanie. Niespieszne, bo wyjście dopiero o 10. Na ten dzień czekaliśmy od kilku dni, dziś pójdziemy do Ust'-Ułaganu i wreszcie zrobimy zakupy, i najemy się do syta bez racjonowania i liczenia czy starczy na jutro. :) Już od kilku dni 2/3 rozmów dotyczyło tego, co kto sobie kupi, co kto zje w Ułaganie. Czasem dobrze jest się wypościć – później kromka z dżemem smakuje jak ciasto na Wielkanoc!

Wychodzimy z naszego obozowiska i kierujemy się do stolicy ajmaku – Ułaganu. Ścieżka dla koni (i dla objuczonych turystów) biegnie wzdłuż asfaltowej drogi i po niecałych 2 godzinach dochodzimy na miejsce [foto]. Wioska jest o wiele lepiej uporządkowana niż Kuraj, dużo samochodów, murowane domy [foto], ludzie ubrani „po europejsku”. Ałtajskich akcentów też nie brakuje. Dołącza do nas duży pies, który będzie nam towarzyszył chyba do końca pobytu w Ułaganie. Centrum jest już całkowicie inne od Kuraju – różne sklepy, budynki urzędowe, bank, dom kultury, milicja, muzeum. W pierwszym sklepie chlieba niet – kupujemy 2 lawasze (placki pszenne). W drugim sklepie chlieba niet – kolejne lawasze (po degustacji: bardzo dobre!). Zaopatrzeni w słodycze, konserwy, dżemy, uderzamy do kolejnych sklepów i w końcu pojawia się pieczywo, o którym marzyliśmy od kilku dni. W międzyczasie spotykamy 2 osoby ubrane „turystycznie”, Rosjanina i Włoszkę, którzy właśnie wrócili z Ukoku. Pozwolenie na wstęp do pogranzony otrzymali w 1 dzień, a my mieliśmy takie obawy z tym związane... No nic, Ukok innym razem. Wymieniamy adresy i słuchamy uważnie licznych wskazówek dotyczących Rosji, łącznie z poruszaniem się metrem po Moskwie. Następnie udajemy się do ałtajskiego muzeum związanego z wykopaliskami na Pazyryku. Ciekawa ekspozycja robi na nas wielkie wrażenie, podobnie jak dostępność eksponatów dla zwiedzających: drewniany rydwan [foto], narty z fokami z marala, przedmioty codziennego użytku – wszystko na wyciągnięcie ręki, bez gablot. Odwiedzamy też patriotyczną część muzeum [foto], związaną z II wojną. (W Rosji zamiast terminu „II wojna światowa” używa się „Wielka Wojna Ojczyźniana”, która trwała w latach 1941-45; o roku 1939 się nie pamięta...) Co ciekawe, bilet wstępu dla turystów z Zachodu (a po wejściu do UE Polska znalazła się na Zachodzie) jest dwa razy droższy, ale warto było dać te 100 rubli, żeby zobaczyć tak ciekawą ekspozycję... Po wyjściu z muzeum – kierunek: poczta! Spotkana wcześniej para mówiła, że można tam kupić kartki pocztowe z Ałtajem, trzeba być tylko bardzo dociekliwym i iść do konkretnej osoby i konkretnego pomieszczenia na zapleczu, gdyż otkrytki nie są sprzedawane w „normalnym obiegu”. Po kilkudziesięciu minutach mamy upragnione pocztówki, koperty i znaczki. Pies cały czas nam towarzyszy, trudno będzie go zgubić.

Wychodzimy za wioskę, 4 km od ostatnich budynków ma być miejsce z polanką i czystą wodą. Dojście tam zajmuje nam ponad 1.5 godziny, gdyż masowe uzupełnianie braków żywieniowych skutkuje przymusowymi postojami w przydrożnych zaroślach. Polanka jest, potok zamulony, ale woda czysta. Równy teren sprzyja rozbijaniu namiotów, jest drewno na ognisko [foto]. Z pełnymi brzuchami siadamy przy ognisku i piszemy kartki do Polski. Wyślemy je jutro, zobaczymy kto pierwszy będzie w domu, my czy one. Już planujemy jutrzejsze wyjście „na miasto” – bo Ułagan sprawia wrażenie małego miasteczka – na dwie tury, żeby ktoś był przy namiotach. Pies, który mimo późnej godziny nadal czatuje przy nas, zostaje nazwany. Będzie miał na imię Niedźwiedź. Jest olbrzymi i okruchami z ciastek go nie wyżywimy, ale niech wie, że polscy turyści są OK. Rytualne gaszenie ogniska „po męsku” kończy ten piękny dzień. Idziemy do swoich „gęsi” i „syntetyków”. Czy znowu będzie przymrozek? Jedno jest pewne – najedzony człowiek nie marznie aż tak bardzo. :)

Jędrek

15 VIII 2008, piątek: DZIEŃ 31

Kaspijski papieros

Potok Mały Ułagan (1260) → Ust'-Ułagan (1240) → potok Mały Ułagan (1260)

→ 10.4 km↑ 20 m↓ 20 m

Niespieszny poranek przeszedł w popołudnie. Najpierw leniwe wygrzebywanie się ze śpiwora. Potem czas zleciał na paru partyjkach tysiąca i oczekiwaniu na powrót Natalii, Kuby i Jędrka z miasteczka. W międzyczasie pojawił się Toleg, Ałtajczyk mieszkający w sąsiedztwie. Straszna gaduła! Dowiedzieliśmy się miedzy innymi o tarczy antyrakietowej w Polsce, nieco o sytuacji na świecie, a także o miejscowych obrzędach.

Przyszła nasza kolej i z nieśmiertelną już siatą na ramieniu ruszyłyśmy z Przemem na podbój Ułaganu [foto] [foto]. Oczywiście w centrum od wczoraj niewiele się zmieniło, ale dla nas to i tak egzotyka. Ałtajskie rysy twarzy są jakże odmienne od europejskich, a tutejsze kobiety naprawdę urodziwe. Do tego ciekawskie i wstydliwe dzieciaki wyzierające zza płotów [foto]. Całość aż tak nas zaabsorbowała, że snuliśmy się po Ułaganie bez mała 3 godziny!

Najpierw oczywiście wyprawa na pocztę. Plik 20 pocztówek wylądował na dnie skrzynki [foto]. Więc gra rozpoczęta! Zobaczymy, kto pierwszy dotrze do Polski – my tułając się pociągiem, czy one drogą lotniczą. Mamy nadzieję, że Poczta Rossii weźmie sobie za punkt honoru ich doręczenie. ;)

A potem to już uczta dla ciała i wizyta w miejscowym barze [foto], mieszczącym się w zielonej budzie na kształt wozu Drzymały. Raczej niezachęcający z zewnątrz, ale w środku wszystko schludne, ceraty na stołach, czysto. Atmosfera w tym niewielkim, zaledwie 4-stolikowym barze, przesympatyczna. Aż żal było go opuszczać.

No, ale czekała nas jeszcze runda po sklepach [foto]. A tych małych tutaj co nie miara – my wszędzie musieliśmy zapuścić ciekawskie nosy. Toż to cała nasza rozrywka! I co rusz jakieś znajome twarze – a to pan z muzeum, który po wczorajszym zdarciu z nas kasy, dziś dziwnie zmieszany w popłochu zakończył z nami rozmowę, a to panie z poczty, czy też dopiero co poznana sprzedawczyni z innego sklepu. Wszyscy bardzo życzliwi i żywo zainteresowani, co tutaj robimy. Oczywiście i jakiś ziejący procentami Ałtajczyk się przyczepił. Ale ten akurat akcent uważam za kosmopolityczny. Takie elementy są wpisane w obrazek niemal każdej miejscowości.

Nasyceni Ust'-Ułaganem i obserwacją sennego życia tutejszej społeczności [foto], ruszyliśmy niespiesznie za wioskę do naszego obozu. Łuskany słonecznik lądował na wzbijającą tumany pyłu drodze do Jazuli, a my snuliśmy kolejne plany...

A wieczorem Przemo znalazł w swojej świeżo zakupionej, zapuszkowanej rybie kilce filtr od papierosa... Zapewne ryba kiepa zostawiła. :)

Aśka

«    1  ·  2  ·  3  ·  4  ·  5  ·  6  ·  7  ·  8  ·  9  ·  10    »


© 2008   –   Zespół EKSTREMA.NET