<< Poprzedni dzień | Początek | Następny dzień >> Dzień 15Samos - KusadasiRano budzi nas zimny wiatr, który przewiewa nasze śpiwory. Na szczęście wstaje słońce i robi się ciepło. Płyniemy wzdłuż wyspy Ikaria, w pobliżu której zdażyła się według mitologii pierwsza katastrofa lotnicza, której ofiarą był młody Ikar. Następnie opływamy Samos, by zawinąć ostatecznie do portu Vathi (ok. 12 w południe). Na miejscu od razu krzykliwie reklamują się promy do Turcji. W jednym z biur mówią, że jak uzbierają się ludzie, to popłyną już o 13.30, w końcu jednak staje na 16.30. Bilet kosztuje 10000 dr plus 3000 greckiego podatku portowego. Sudencki o 2000 mniej.Po trwającej pół godziny kontroli paszportowej łódka Sultan wyrusza w rejs. Po wypłynięciu z zatoki na pełne morze zwija flagę grecką i dalej płynie już tylko z turecką (najpierw były obie). Grecy i Turcy (oficjalnie) za bardzo się nie lubią, co przejawia między innnymi tym, że przepłynięcie z Samos do Turcji kosztuje więcej niż dotarcie na Samos z Aten. Tym bardziej, że trzeba jeszcze doliczyć turecki podatek portowy ($10), o którym nikt wcześniej nie był uprzejmy poinformować, z wyjątkiem przewodnika Pascala, dzięki czemu nie byliśmy zaskoczeni. Inni pasażerowie nie mieli przy sobie pieniędzy (również na wizy tureckie - dla Polaków $10, ale dla np. Australijczyków kilka razy droższe), musieli więc zostawiać w zastaw paszporty i biegać do banku. Promem przepłynął też jeden odważny Niemiec, którego samochód kempingowy ucierpiał trochę podczas zjeżdżania z rozbujanej na falach łódki. W Kusadasi skierowaliśmy się od razu do hotelu Sammy's Palace, który reklamował się już na Samos. Na oku mieliśmy miejsca na dachu, które miały kosztować po $2/os, co w rzeczywistości oznaczało 1.5 mln tureckich lirów. Dolar w Turcji kosztował 650000 lirów, marka 300000. W hotelu powitano nas zimnym piwem (za darmo) oraz odbywającym się wieczorem tańcem brzucha! Jeśli doliczyć do tego fakt, że całe centrum miasta zajmował wielki bazar, gdzie wszyscy wykrzykiwali zaproszenia do sklepów, restauracji i straganów, na rogach siedzieli pucybuci, po ulicach krążyli sprzedawcy herbaty, skarpetek i perfum, to wszystko to po prostu krzyczało do nas radośnie: "Witamy w Turcji!" Koniec z greckim spokojem, teraz dopiero zacznie się wariactwo! Taniec brzucha był wykonany w stylu nowoczesnym, do muzyki stanowiącej turecki odpowiednik folku. Do tańca została wciągnięta publiczność, głównie plecakowicze z Australii, a także piszący te słowa... |