<< Poprzedni dzień | Początek | Następny dzień >> Dzień 6Schronisko "A" - Olimp - Schronisko "A"Rano wyłazimy z namiotu, by zobaczyć przy świetle dnia, gdzie tak naprawdę jesteśmy. Wschód słońca z morza wygląda przepięknie, powietrze jest bardzo rześkie - polary się przydają. Okazuje się, że prawie wszystkie namioty w sąsiedztwie należą do Polaków, którzy chcą oszczędzić na noclegu w schronisku. Jak później obserwujemy, większość z nich (w tym i my) wymęczona dźwiganiem sprzętu zostaje tu jednak na 2 noce, a nie tak jak reszta towarzystwa na jedną, więc właściciele na rodakach też nieźle zarabiają. Płacimy za nocleg 2600 dr (prawie 2x więcej, niż podawał Pascal) i wyruszamy głównym szlakiem. Po drodze spotykamy grupki Polaków, sporo też Niemców, Greków najmniej. Po ok. 2 h jesteśmy na szczycie Scali, jednego z mniejszych wieżchołków Olimpu.Góry na południu przypominają Tatry Zachodnie, widać też sporo ułożonych z kamieni koleb, gdzie można by biwakować. Z drugiej strony góry są bardziej skaliste i przepaściste, można wypatrzyć 2 wyżej położone schroniska "B" i "C". Najwyższy szczyt Olimpu, Mitikas (2917 mnpm) co chwila ginie w przelatujących z wiatrem chmurach. W nich właśnie chowają się przed wzrokiem śmiertelników olimpijscy bogowie! Droga ze Scali na szczyt przypomina Orlą Perć bez ubezpieczeń, ale skała jest twarda i ścieżka dobrze oznakowana, więc nie sprawia większych trudności. Trzeba trochę uważać na spadające kamyki. Dobrze spisują się nasze lekkie salomony - na etapie pakowania zrezygnowaliśmy z ciężkich górskich butów ponad kostkę i wcale tego nie żałowaliśmy. Przydały się znów polary, wiatrówki, do szczęścia brakwało tylko rękawiczek. W koncu góry to góry, nawet w Grecji. W żlebach widać leżący śnieg! Po drodze zabieramy i prowadzimy na szczyt Austriaka, który zostawił niżej dziewczynę, a nie chciał iść sam przez najtrudniejszy odcinek. Na górze jesteśmy o godz. 11.30 - jest to pora, gdy szczyt jest najbardziej atakowany przez chmury, ale co chwila są przejaśnienia. Na szczycie piknik polsko - francusko - niemiecko - angielski. Pamiątkowe fotografie z grecką flagą, wymiana adresów, bardzo sympatycznie. Spotykamy Angika z Land Rovera, który wyszedł z parkingu przed świtem. Schodzimy tą samą drogą, choć można iść dalej wzdłuż grani i dojść do pozostałych schronisk robiąc większą pętlę. W schronisku nasz austriacki znajomy, któremu udało się rozmrozić czekającą na niego dziewczynę, kupuje nam w rewanżu za pomoc arbuza, którego je się na talerzu nożem i widelcem. Proponuje nam nawet transport do Meteorów, ale my żeby nie zamęczyć nóg nie decydujemy się na popołudniowe zejście do parkingu, tylko zostajemy na kolejną noc przy schronisku. Woda w kranie sprawia wrażenie pitnej, nie jest więc tak źle, jak się na początku wydawało. |