Maciej Malawski - Grecja i Turcja 2000
<< Poprzedni dzień | Początek | Następny dzień >>

Dzień 19

Kas - Myra - Chimera - Antalya

Rano nasi warszawscy znajomi proponują nam wspólną przejażdżkę i zwiedzanie znajdujących się po drodze atrakcji. Pakujemy się więc do tureckiego wynalazku - Renault Clio w wersji 4-drzwiowej z bagażnikiem. Na początek jedziemy do Myry. Miejscowość ta zwana jest w różnych źródłach czasem jako Kale, albo Demre, ale wszystkie one oznaczają jedno miejsce. To tam prawdziwy Święty Mikołaj był biskupem i zasłynął z dobroczynności (a nie w jakiejś Laponii, jak śmią twierdzić niektórzy) i tam znajdują się najbardziej imponujące grobowce licyjskie (wstęp 1 mln). Te jednak można oglądać tylko z zewnątrz, ponieważ inaczej uległyby zniszczeniu z powodu zbyt dużej ilości wycieczek. Nie wiem czemu akurat tam, ale było to jedyne miejsce w Turcji, gdzie można było spotkać napisy po rosyjsku. Z Myry jedziemy na wschód, piękną drogą wzdłuż morza.
Koło Olympos zjeżdżamy parę kilometrów w bok od głównej szosy, by złożyć wizytę Chimerze. Nie chodzi tu tym razem o starożytnego potwora, lecz o miejsce, w którym z ziemi wydobywa się gaz i płonie w sposób przypominający zionięcie ogniem przez naszego Smoka Wawelskiego. Skład gazu nie jest już niestety, jak twierdzi "Pascal",  nieznany. Zawiera on głównie metan i pierwiastki, po których procentowy udział odsyłam zainteresowanych do tablicy stojącej koło parkingu pod Chimerą. Idzie się stamtąd ok. 15 minut pod górę, do miejsca w którym płoną ognie Chimery. Oczywiście można kupić tam gotowaną na takim płomyczku herbatę. Z góry widać morze, w nocy więc starożytni żeglarze mieli całkowite prawo widzieć potwora w tym widocznym z dala płomieniu. Płomień podobno sam się zapala, nawet, gdy próbuje się go zgasić przykrywając otwory. Nam nie udało się żadnego zdusić, za to przy pomocy zapalniczki rozpaliłem jeden dodatkowy, powodując małą eksplozję.
Po trudach wycieczki zatrzymujemy się na obiad, gdzie jemy "turkish pizza", która najbardziej przypominała placki ziemniaczane z gulaszem oraz kupujemy herbatkę. Jak się okazuje, była to pierwsza i ostatnia turecka herbata, za którą sami sapłaciliśmy (nie licząc tej, którą w postaci wiórek zakupiłem na prezent do domu). Ze znajomymi z Warszawy żegnamy się przed Antalyą, gdzie zatrzymują się na kempingu. My jedziemy dalej do miasta. Lądujemy gdzieś na przedmieściach, skąd próbujemy się dostać do centrum. Po standardowym opędzeniu się od taksówkarzy i innych naganiaczy, porozumiewamy się z ludźmi stojącymi na przystanku dolmuszów i docieramy do centrum (250000).
W biurze informacji dostajemy namiary na Pension Kapitan, gdzie podobno w dużym ogrodzie można rozbić namiot. Odwiedzamy też mieszczące się naprzeciwko biuro autobusowe, oferujące przejazdy do Goreme w Kapadocji wraz z transportem z centrum Antalyi (dwoerzec autobusowy leży poza miastem; 10 mln, studenci 9). Idziemy więc do naszego pensjonatu, opędzając się po drodze od naganiaczy stojących koło meczetu. Jeden z nich w desperacji krzyczał za nami, że ma nocleg na dachu za 4 mln. Koło meczetów zawsze jest woda, służąca muzułmanom do mycia nóg przed modlitwą, a także zazwyczaj jest też kranik z pitną wodą.
Siedząc w cieniu drzew obok fontanny zawieramy znajomość z pewnym Indianinaem, który zna najlepiej ceny we wszystkich pensjonatach. Na koniec, jak się można było spodziewać, proponuje nam swój. Dziękujemy jednak serdecznie i dotarłszy na miejsce próbujemy tłumaczyć właścicielowi hotelu z ogrodem, o co nam chodzi z tym namiotem. W końcu po dłuższej chwili spotykamy się ze zrozumieniem i dostajemy za 4 mln piękne miejsce na wyłożonej dywanami ... scenie, na skraju kawiarnianego ogródka. Klientów na szczęście nie dużo, więc bez robienia zbyt wielkiego przedstawienia stawiamy na scenie nasz namiot, zamykamy rzeczy i udajemy się na wieczorny spacer po mieście i porcie. O kąpieli w morzu nie ma mowy (choć znam takich, co w desperacji robili to w porcie), ponieważ brzeg to 30 metrowy klif opadający pionową ścianą ku rozbijającym się falom.
<< Poprzedni dzień | Początek | Następny dzień >>