<< Poprzedni dzień | Początek | Następny dzień >> Dzień 26Nemrut - Malatya - pociągRano budzi nas kierowca busa i zawozi na górę. Jest jeszcze ciemno, dopiero na wschodzie zaczyna pojaiwać się blada poświata. Koło samego szczytu dostrzegamy namiot - to jacyś Belgowie, którzy dojechali (podobno autostopem!) od strony Adiyamanu. Słońce pojawia się nad jeziorem Ataturka, oświetlając krawawym kolorem głowy bóstw po wschodniej stronie. Wycieczki robią zdjęcia i rozjeżdżają się, my zostajemy jak najdłużej się da w tym pięknym miejscu. W końcu też musimy odjeżdżać.W motelu częstują nas herbatą, po czym z powrotem ładujemy plecaki na dach minibusa (strasznie się zakurzą) i wracamy serpentynami po wybojach na dół. W Malatyi jesteśmy ok. 10. Wpisujemy się do księgi pamiątkowej, pozdrawiamy Kemala i znów spotykamy czekającego na nas Mustafę. Ten ma ambicje, żebyśmy pozwiedzali Starożytną Malatyę, pojechali się kąpać w Eufracie, pochodzili na ryby i w ogóle zabawili tam jak najdłużej. My jednak mamy pociąg o 18.10, więc pozostajemy przy zwiedzaniu Malatyi. Robimy zakupy na prezenty, odwiedzamy jubilerów, gdzie złoto kupuje się na wagę. Koło nas jakaś rodzinka kupuje jak leci złote bransolety, łańcuchy, wszystko. "Bedzie wesele!" - tłumaczy Mustafa, ponieważ kawaler musi przed ślubem dać rodzinie panny młodej 1 kg złota. Dziwne zwyczaje! Za to potem mówi, że to żona jest jego złotem. Chodząc po mieście co chwila spotykamy poznanych wcześniej znajomych Mustafy - jakbyśmy tam byli dłużej, to chyba poznalibyśmy pół miasta. Zwiedziliśmy też muzeum historyczne, gdzie można było zobaczyć pozostałości wszystkich kultur zamieszkujących te tereny - od czasów neolitu, poprzez Hetytów, Rzymian, chrześcijan po Otomanów i republikę Ataturka, który nota bene pomimo stojących wszędzie jego pomników nie jest zbytnio przez Turków szanowany. Tak to już jest, że społeczeństwo lubi śmiać się z doprowadzonego do przesady kultu "wodza", którego nie wolno oficjalnie krytykować. Pociąg do Stambułu (ok 1500 km) jedzie 30 godzin i kosztuje 3.3 mln, czyli $4.5! Za późno się zorientowaliśmy, że tylko milion droższe były bilety pierwszej klasy, czyli kuszetki - niestety nie było już wolnych miejsc. Mamy jednak cały przedział dla siebie. Ostrzeżeni przez Mustafę o grożących nam w pociągu strasznych niebezpieczeństwach, żegnamy się z nim i odjeżdżamy, kończąc nasze krótkie spotkanie ze wschodnią Turcją. Myślimy, że to już koniec przygód, okazuje się po raz kolejny, że się grubo mylimy! W pociągu po raz kolejny poznaję siłę polskiej legitymacji studenckiej. Gdy przychodzi konduktor i zaczyna coś mówić, domyślam się inteligentnie, że chodzi o bilety. Gdy po pokazaniu mu biletów (takich ślicznych kolorowych kartoników z dziurką w środku) dalej czegoś się domaga, znając zwyczaje konduktorów pokazuję mu legitymację. Czarne okładki i cała masa pieczątek zrobiły na nim duże wrażenie, gdyż po oddaniu z mądrą miną legitymacji elegancko zasalutował, ukłonił się i odmaszerował. W nocy, pomimo ostrzeżeń Mustafy, rozpoczynamy rozmowę z chłopakiem z europejskiej części Stambułu, który cieszy się, że wreszcie spotkał w pociągu jakichś chrześcijan, z którymi może normalnie porozmawiać. Opowiada nam niewiarygodne historie o swojej podróży do Chin, zakończonej niefortunnie zgarnięciem z granicy do służby w tureckiej armii. Zdradza też trudne do wyobrażenia dla normalnego człowieka tajemnice tureckich ubikacji oraz wylicza nieprzyjemności, jakie go spotykały, gdy w wojsku okazało się, że używa papieru toaletowego. Rozmawiamy o podróżach, polityce i grach komuterowych. Nasz rozmówca okazuje się młośnikiem Polski, jako ponoć bardzo wesołego kraju. Co byśmy o naszej ojczyźnie nie powiedzieli, to go bardzo rozśmiesza - w końcu sami przyznajemy, że u nas to mimo wszystko faktycznie jest całkiem wesoło. Tymczasem po korytarzu koło przedziału kręcą się ludzie i co chwila zaglądają, gapiąc się na nas i mrucząc coś pod nosem. "Paskudni niewierni" - tłumaczy nam ich słowa Bimen, nasz nowy znajomy. Na noc wraca do swojego przedziału, a my zaplątujemy drzwi sznurkiem, żeby nam nikt nie przeszkadzał i kładziemy się spać. |