Maciej Malawski - Grecja i Turcja 2000
<< Poprzedni dzień | Początek | Następny dzień >>

Dzień  21

Goreme

Nad ranem patrzymy, że miejsca za nami są puste. Co się stało z pasażerami? Otóż na podłodze aurokaru były wyłożone puszyste dywany i jak zauważyliśmy, nie było zamontowanych podnóżków. Dzięki temu można było się położyć na podłodze nie tylko w przejściu pomiędzy siedzeniami, ale też i pod nimi. W ten sposób można całkiem wygodnie podróżować nocą!
Przed 7 rano budzimy się, pijemy herbatkę i wyglądając przez okna dostrzegamy pierwsze skalne grzybki świadczące o tym, że to już Kapadocja. Po drodze z Nevsehir do Goreme nie mogę odlepić się od szyby i cały czas wydaję z sibie dźwięki "Uooo!". Co chwila mijamy jakiś skalny grzyb, stożek albo inny dziwoląg. Co ciekawe połowa z nich jest podziurawiona jak szwajcarski ser - są to otwory okien, ponieważ wewnątrz znajdują się wydrążone domy, z których część jest do dziś zamieszkana, lub zamieniona na pensjonaty i knajpy dla turystów.
Na miejscu jesteśmy o 7.15, mijamy kemping Berlin, na którym w recepcji nie ma żywej duszy i zatrzymujemy się na upatrzonym kempingu Goreme (3 mln/noc), położonym przy trasie do skalnego muzeum. Okazuje się, że sezon dawno się już skończył, oprócz nas jest tu jeden namiot i jedna przyczepa. Właściciel specjalnie z okazji naszego przyjazdu urządza czyszczenie basenu, możemy się więc wykąpać. Następnym punktem programu jest zwiedzenie Open Air Museum w dolinie Goreme (3.2 mln, studencki 2 mln). Należy koniecznie "zaliczyć" zwiedzanie bizantyjskich kośćiółków wydrążonych w stożkach z tufu wulkanicznego, zaś miłośnicy fresków mogą za dodatkową opłatą (6 mln, studencki połowę) odwiedzić Ceimny Kościół. Nie jest to jednak bynajmniej cała Kapadocja! Wiele równie ciekawych i pięknych cudów natury można zobaczyć poza wyznaczonym terenem, spacerując po okolicy. Nie jest się wtedy narażonym na tłumy turystów ze zorganizowanych wycieczek.
Przy drodze wiodącej do Urgup rozmawiam z Turkiem sprzedającym morelki. Jegomość w klasycznej wełnianej czapie opowiada piękną niemczyzną o swoich planach postawienia budki z kebabem i rozkręcenia biznesu na świeżo zakupionym kawałku ziemi. Z muzeum na kemping można wrócić przez Dolinę Mieczy - dużo tu ostro zakończonych skał kojarzących się z białą bronią. O skojarzeniach warto zresztą w tym miejscu wspomnieć - jedna z dolin nazywa się "Doliną Miłości", bynajmniej nie ze względu na szczególne piękno, czy romantyzm, lecz z powodu ewidentnie fallicznych kształtów występujących tam "okazów".
Pod wieczór idziemy na spacer po okolicy, przemierzając Dolinę Zemi i po zachodzie słońca docierając okrężną drogą do Goreme. Samo miasteczko jest wyraźnie nastawione na turystów z plecakami, tzw. "backpackersów" - w sklepach można nawet dostać camping-gaz! Połączenie w kafejce internetowej z moim kontem na uczelni jest lepsze niż z domu przez modem - wysyłam pozdrowienia do znajomych.
Turystów w miasteczku bardzo mało - sezon trwa w lipcu i sierpniu, potem już się z wolna kończy. Może i dlatego, że noce są całkiem chłodne - nasz termometr zanotował przy gruncie temperaturę 12 stopni nad ranem - śpiwory się przydały. Nic jednak dziwnego - w końcu jesteśmy na wysokości ponad 1000 m n.p.m. i daleko od morza, które by w nocy grzało.
<< Poprzedni dzień | Początek | Następny dzień >>